O ile już nikt nie kwestionuje konieczności stosowania maty ochronnej (na większości łowisk jej posiadanie jest obowiązkowe), o tyle najwięcej kontrowersji wzbudza stosowanie środków odkażających. Jedni uważają je za niezbędne, inni natomiast poddają w wątpliwość ich skuteczność działania. Nie mam jednak zamiaru rozstrzygać tego sporu, a poniższy artykuł ma tylko zwrócić uwagę na fakt, jak w dużej mierze bezpieczeństwo naszej zdobyczy jest zależne od nas samych. Pamiętajmy, ryba to żywe stworzenie, a uprawiając tak specyficzną formę wędkarstwa, naszym obowiązkiem jest zapewnienie jej możliwie maksymalnej ochrony. Nic tak przecież nie cieszy, jak spotkanie po latach z karpiem, którego się już kiedyś złowiło.
„Problemy” karpia zaczynają się w momencie, kiedy nasz sygnalizator oznajmia branie. To właśnie wtedy hak przekłuwa rybie wargę, a my najczęściej rozpoczynamy holowanie. Na tym etapie najczęściej dochodzi do powstania poważnych ran w pysku ryby oraz wszelkiego rodzaju otarć. Powstają one zarówno przez nasz zestaw, ale również poważne zagrożenie mogą stanowić elementy znajdujące się w wodzie (krzaki, kołki, kamienie), gdy ryba próbuje uwolnić się od krępującego ją haczyka i linki. W końcu (przeważnie) nasza zdobycz ląduje w podbieraku.
Następny etap, to moment w którym karp powinien znaleźć się na macie. I tu bardzo często dochodzi do przykrych wypadków i to nierzadko z naszej winy. Ryba na szczęście jest już w podbieraku, a tu okazuje się, że nasza mata karpiowa została w domu lub chociażby w najlepsze leży sobie jeszcze w samochodzie. Pół biedy, kiedy jest z nami kompan, który służy pomocą w takiej sytuacji, ale często też jesteśmy nad wodą sami lub branie nastąpiło w najmniej oczekiwanym momencie. Dobrym nawykiem jest przygotowanie tych elementów jeszcze przed zarzuceniem zestawów. Zaraz przed rozpoczęciem łowienia zastanówmy się więc, w którym miejscu najwygodniej będzie nam ryby podbierać i w jego pobliżu od razu rozłóżmy podbierak, matę oraz wiaderko na wodę.
Pamiętajmy też, że wyciągając rybę na brzeg na kilka, lub kilkanaście minut, wyrywamy ją z naturalnego środowiska i narażamy na skrajnie niebezpieczne dla niej warunki. Pierwsze podstawowe zagrożenie to brak wody i czynniki atmosferyczne, gdyż wiatr i słońce w błyskawicznym tempie wysuszają ochronny śluz znajdujący się na skórze ryby. Gdy tylko ryba znajdzie się na macie, należy niezwłocznie nabrać świeżej wody z łowiska i obficie polewać nią naszą zdobycz.
Drugie, nie mniej ważne zagrożenie czyha już na samym brzegu. Piasek, żwir, ostre kamienie i gałęzie, a nawet twarde deski naszego pomostu mogą spowodować powstanie poważnych ran, a w skrajnych przypadkach mogą prowadzić do śmierci ryby. Ostatnim czynnikiem zagrożenia jest ludzka nieuwaga. Nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć, jak trudno utrzymać w ryzach mokrego i śliskiego karpia, zwłaszcza gdy ten jest dość słusznych rozmiarów. Jeden niefortunny skok może skończyć się dla ryby tragicznie. Dlatego tak istotne jest posiadanie odpowiedniej maty. Te rolowane, z cienkiej gąbki, mają tę podstawową zaletę, że są lekkie i łatwe w transporcie. Niestety, nie zapewniają one należytej ochrony, a co najważniejsze, ryba z łatwością może się z takiej maty ześliznąć. Dlatego też coraz bardziej popularne stają się maty typu „wanna” lub „kołyska” karpiowa.
Pierwszy model charakteryzuje się grubym, gąbkowym materacem, który skutecznie amortyzuje skoki ryby, a w dodatku dobrze izoluje ją od kontaktu z podłożem. Pod materacem (najczęściej wyjmowanym) znajduje się wstawka z siatki, która umożliwia odprowadzanie nadmiaru wody. Mata tego typu posiada też stosunkowo wysokie brzegi, co zapobiega wydostaniu się ryby poza matę.
Klasyczna „kołyska” to z kolei nieco inna konstrukcja, a jej nazwa nie bez powodu kojarzy nam się z najmłodszymi członkami naszej rodziny. W uproszczeniu jest to nic innego jak odpowiedni materiał zamocowany na składanym stelażu. Jej największą zaletą jest to, że całkowicie eliminuje ona kontakt ryby z twardym podłożem, a wysokie brzegi maty świetnie chronią naszą zdobycz przed wyskoczeniem. Na jej dnie z reguły znajduje się siatka do odprowadzania wody, a w niektórych modelach znajduje się wyjmowana wyściółka, która stanowi jednocześnie worek do ważenia. Umożliwia to tym samym wypuszczenie ryby zaraz po zważeniu, bez konieczności przekładania jej po raz kolejny na matę. W handlu znajdują się przeróżne wersje tego typu mat i każdy z pewnością znajdzie coś dla siebie.
Kolejny krok to ważenie naszej zdobyczy. Niby sprawa jest prosta, a często to właśnie na tym etapie dochodzi do wielu poważnych komplikacji. Niestety, cała wina z reguły leży po naszej stronie, gdyż mało kto wyciąga z torby wagę i aparat fotograficzny jeszcze przed rozpoczęciem łowienia. Ileż to razy widziałem sytuację, gdy okaz jest już na macie, a szczęśliwy łowca zaczyna gorączkowe poszukiwanie tych elementów swojego wyposażenia. Często wymusza to na nas pozostawienie karpia bez nadzoru, a to z kolei zawsze niesie za sobą pewne ryzyko. Jeżeli mata umożliwia jednoczesne zważenie ryby, to mamy w tym momencie sytuację dość komfortową. Jeżeli natomiast posiadamy matę typu „wanna” czy „kołyska” niezbędnym elementem ekwipunku staje się worek do ważenia. To dzięki niemu możemy z dużą dokładnością zważyć nasz okaz.
Wybór worków na rynku jest naprawdę ogromny, ale stosując je, musimy pamiętać o kilku zasadach. Po pierwsze, worek dobrze jest rozłożyć wewnątrz maty, zanim umieścimy w niej karpia. Po wyjęciu go z podbieraka i wypięciu zestawu, bez zbędnego przenoszenia ryby, możemy ją od razu zważyć. Kolejna sprawa –zapinajmy worki! Tu też nie raz byłem świadkiem, gdy szczęśliwy łowca, chcąc szybko uwolnić rybę, zapomniał o tej prozaicznej czynności. Niestety, w najmniej spodziewanym momencie ryba potrafi wyśliznąć się z niego, a skutki mogą być opłakane.
Przydatnym uzupełnieniem naszego wyposażenia może okazać się też trójnóg, który z pewnością ułatwi dokładne zważenie nawet największych okazów. Posiada on z reguły regulowane nóżki, dzięki którym możemy go ustawić niemal w każdym terenie. Na specjalnym haczyku, znajdującym się u dołu głowicy wieszamy wagę, a na niej worek z rybą. W ten sposób eliminujemy drżenie rąk, a w dodatku możemy wygodnie odczytać wskazanie wagi lub dodatkowo zrobić zdjęcie z wynikiem ważenia. Na czas ważenia warto też pod worek podsunąć matę. Ot tak, na wszelki wypadek.
Po zważeniu mamy czas na sesję fotograficzną. Na ten temat nie będę się tu rozpisywał, ale starajmy się, w miarę możliwości, aby wszelkie czynności związane z tym zagadnieniem trwały jak najkrócej i odbywały się w sposób bezpieczny dla ryby. Być może niektórzy uznają, że mata na zdjęciu nie wygląda zbyt widowiskowo, ale pamiętajmy, że głównym i najważniejszym bohaterem tego ujęcia jest nasza zdobycz. Obowiązkowo więc podłóżmy matę pod rybę i w żadnym wypadku nie robimy zdjęć na stojąco. Upadek z tej wysokości na pewno przysporzy rybie sporo problemów.
Są jednak sytuacje, gdy rybę musimy przetrzymać nieco dłużej (np. na zawodach, do czasu przybycia sędziego). W tym celu stosujemy specjalne worki do przechowywania ryb. Wykonane są z miękkiej tkaniny i najczęściej są zamykane na suwak. Po umieszczeniu w nim ryby upewnijmy się, że worek jest dobrze zamknięty i umieszczamy go w wodzie. Należy tu jednak pamiętać o dwóch sprawach. Pierwsza to taka, aby worek zabezpieczyć przed odpłynięciem. Silny karp bez trudu odpłynie razem z workiem, gdy ten nie jest należycie zabezpieczony. Niestety, los karpia w tym momencie jest przesądzony. Druga sprawa to umiejscowienie worka z rybą. Dotyczy to zwłaszcza okresu letniego, gdzie panujące upały silnie nagrzewają płytką wodę pozbawiając ją tym samym tlenu. Jeżeli więc musimy karpia przetrzymać, postarajmy się aby worek umieścić w dość głębokiej wodzie i nieco dalej od brzegu, a z tej opcji korzystajmy tak rzadko, jak tylko to możliwe.
Po sesji zdjęciowej połóżmy rybę na macie i przyjrzyjmy się jej dokładnie. Zlokalizujmy ewentualne uszkodzenia skóry (często znajdują się na niej pasożyty), ubytki łusek, ślady po ataku drapieżnika, a także obejrzyjmy ranę po haczyku. Z reguły zawsze znajdziemy coś, co powinno zwrócić naszą uwagę i tu dochodzimy do kwestii poruszonej na wstępie tego artykułu - odkażać czy nie odkażać?
Przede wszystkim musimy wiedzieć, że w każdym zbiorniku wodnym występuje niezliczona ilość bakterii i grzybów, które tylko czyhają na pojawienie się dogodnej sytuacji, aby zaatakować osłabioną lub ranna rybę. Pleśniawka, rybia ospa, grzybica płetw oraz wszelkiego rodzaju pasożyty stanowią ogromne zagrożenie nie tylko dla pojedynczych egzemplarzy, ale także dla całego ekosystemu wodnego. Oczywiście tysiące lat ewolucji pozwoliły rybom przystosować się do warunków w jakich żyją, a ich układ odpornościowy z pewnością poradzi sobie z wieloma zagrożeniami bez naszej interwencji. Niestety, okaleczona oraz wykończona holem ryba jest idealnym celem dla często niewidocznych gołym okiem zabójców.
Możemy jednak znów to ryzyko zminimalizować i nie musimy w tym celu sięgać po wysoce specjalistyczne środki. Najtańsze preparaty tego typu kosztują nie więcej jak 5 zł i dostaniemy je w każdym sklepie zoologicznym. Być może ich działanie nie jest zbyt skuteczne, ale z pewnością eliminują niektóre bakterie i grzyby w początkowym stadium rozwoju. Wystarczy więc kilka kropel nanieść na otwartą ranę, aby zabezpieczyć ją choćby na krótki czas. Jeżeli jednak chcemy zapewnić rybie możliwie najlepszą ochronę, musimy zaopatrzyć się w środki o szerszym spektrum działania. Są one niestety droższe, ale z pewnością poradzą sobie z większą różnorodnością bakterii, a co najważniejsze, działają przez dłuższy okres czasu.
Na koniec przedstawię jeszcze jedno zagrożenie, które pojawiło się stosunkowo niedawno, a może nieść ze sobą ogromne konsekwencje. Obecnie wielu z Was podróżuje po całej Polsce i Europie w poszukiwaniu tych największych okazów oraz wyśmienitych łowisk. Fauna i flora każdego z takich miejsc to najczęściej zamknięty i stabilny ekosystem, ukształtowany na przestrzeni wielu lat. Z różnych powodów występują w nich ściśle określone gatunki zwierząt i roślin, ale także specyficzne dla danej wody bakterie i zarazki. Dlatego coraz częściej mówi się o konieczności odkażania nie tylko ran widocznych na ciele ryby, ale także dezynfekcji podbieraka, maty i worków do ważenia. Gęste, porowate tkaniny znakomicie ułatwiają mikroskopijnym organizmom wnikanie w głąb materiału i w takich warunkach zdolne są one bez trudu przetrwać nawet kilka miesięcy. Tym sposobem możemy z jednego łowiska do drugiego przenieść zupełnie nieznane dotąd zarazki, z którymi układ odpornościowy ryb może sobie po prostu nie poradzić.
Ma to może pomniejsze znaczenie w przypadku wód bieżących o stabilnych parametrach biologicznych, ale sprawa mocno komplikuje się w momencie, gdy do skażenia dochodzi na łowiskach specjalnych, w których populacja ryb jest zazwyczaj bardzo duża. W wyniku przerybienia często dochodzi tam do zachwiania równowagi biologicznej, a to może spowodować nieodwracalne zmiany w środowisku wodnym. W skrajnych przypadkach prowadzi to do uśmiercenia całej obsady danego zbiornika.
Nie bagatelizujmy więc tego tematu. Odpowiedni podbierak i mata to obecnie konieczność, a nie fanaberia czy moda. Sprawa ochrony karpia (i innych ryb) to nasz priorytet i jednocześnie obowiązek. Przez te kilka minut spędzonych na macie to właśnie od nas w dużym stopniu zależy, w jakiej kondycji ryba wróci do wody. Pewnych sytuacji nie da się po prostu uniknąć, ale niech świadomość tego, że zrobiliśmy absolutnie wszystko dla jej bezpieczeństwa, będzie dla nas celem samym w sobie.
Tekst i zdj. Arkadiusz Kaczorowski
a.kaczorowski@karpmax.pl