Wraz z Robertem Adamskim reprezentowaliśmy barwy Prologica. Robert dojechał w piątek zupełnie przypadkowo losując stanowisko numer 4, które znajdowało się po sąsiedzku z moim. Część gości przybyła nad wodę już w czwartek, dzięki czemu mogła spokojnie, krok po kroku przygotować stanowiska na pomostach, wyszukać odpowiednie miejscówki, a w konsekwencji spróbować łowić karpie już na wstępie. Mnie również udało się przybyć w czwartek. Wylosowałem trójkę, zupełnie nieświadomy tego, że już nazajutrz będzie mi dane mieć Roberta za sąsiada. No ale przecież życie jest pełne niespodzianek…
Wstępne sondowanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Gosławice to kraina prawdziwych dżungli. Wypływając spoza pasa podwodnych łąk i lasów udało mi się zlokalizować fragment głębszej wody, jednak ze sporą warstwą namułku na dnie. Od początku więc postanowiłem komponować zanęty w oparciu o składniki dające intensywny zapach i efekt smużący.
Nie było łatwo wyrobić się przed zmrokiem, ale jakimś cudem wszystkie trzy zestawy jeszcze przed wieczorem znalazły się w wodzie, a ja z perspektywy łóżka karpiowego, w spokoju ducha mogłem doświadczać błogich chwil oczekiwania na nawiązanie kontaktu z mieszkańcami podwodnej zielonej krainy.
Noc minęła spokojnie, za to o poranku na macie zameldował się mój pierwszy gosławicki „grubasek”.
Spotkanie na Gosławicach było czymś nietypowym i nadzwyczajnym ze względu na swą wielobiegunowość. Właściwie każdy z uczestników mógł je odbyć w najlepszy dla siebie i najbardziej odpowiedni sobie sposób. Był czas na łowienie karpi, błogi relaks, łapanie mocnych promieni majowego słońca. Można było imprezować, nawiązywać nowe znajomości, wymieniać doświadczenia w karpiowym gronie. Luźna, niczym nie zmącona, lekko „leniwa” atmosfera tego spotkania wprowadzała spokój i błogość wśród uczestniczących karpiarzy. Część przybyłych dnia poprzedniego skierowała swoją uwagę ku łowieniu karpi, zaś Ci aktualnie zjeżdżający nad wodę na bieżąco organizowali swoje stanowiska. Zbliżający się wieczór z perspektywą oficjalnej części spotkania budził spory dreszczyk emocji.
W okolicach godziny 19, uczestnicy rocznicowej zasiadki zaczęli zbierać się w okolicach gosławickiej rybaczówki w oczekiwaniu na punkt kulminacyjny.
Stawili się również goście specjalni z Anglii. Nie lada zaszczytem było dla nas obcowanie i bezpośredni kontakt z legendą światowego wędkarstwa karpiowego – Stevem Briggsem (obecny był z żoną Joan) oraz znaną twarzą Foxa – Robem Hughesem.
Lekko po 19 rozpoczęła się część oficjalna: przemówienie Przemka Mroczka, wzajemne życzenia rocznicowe, gromko odśpiewane „Sto Lat”, a potem już tylko integracja, wspomnienia i rozmowy o tym, co w naszej pasji najpiękniejsze…Uginające się pod naporem wybornych dań stoły przyciągały uczestników biesiady niczym magnez, w konsekwencji spychając tej nocy karpiowanie jakby na drugi plan. W okolicach późnych godzin nocnych imprezowicze wracali jednak na swoje pomosty, a Ci najbardziej twardzi, którzy zachowali resztki energii przewozili jeszcze raz zestawy „na świeżo”. Jednym ze wspomnianych twardzieli okazał się mój sąsiad Robert, który po wzorcowo odbytej imprezie, w trakcie późnych godzin nocnych wrócił na stanowisko, za pomocą modelu przewiózł wszystkie 3 zestawy, łowiąc do rana - w ciągu dosłownie kilku godzin 4 okazałe karpie – z największym niespełna 17 kilowcem na czele. Rzec by można majstersztyk.
„Poimprezowa” sobota okazała się dniem odpoczynkowym. Potoczyła się wolno, spokojnie i ponownie niesamowicie błogo. Ci, którzy potrzebowali odpocząć po dniu wczorajszym – regenerowali siły, Ci którzy nie złowili jeszcze karpia – postanowili skoncentrować swą uwagę na skutecznym łowieniu. Inni, korzystając z przepięknej słonecznej pogody – wygrzewali się w słoneczku. Wieczorkiem, dominowały natomiast spotkania na pomostach. Karpiarze odwiedzali się wzajemnie, spędzając czas na pogawędkach, żartach, wspomnieniach. Atmosfera była koleżeńska, życzliwa i bardzo pozytywna.
Podsumowując swoje odczucia tuż po zakończonym spotkaniu dochodzę do wniosku, że forma spotkania z okazji 10-lecia naszego dwumiesięcznika była strzałem w dziesiątkę! Być może stało się tak dlatego, że właściwie wszystkie czynniki zewnętrzne idealnie zbiegły się w tym jednym miejscu i w tym konkretnym czasie: dopisała piękna pogoda, w komplecie stawili się znani karpiarze z Polski i z zagranicy, większość uczestników połowiła karpie, oficjalna część spotkania wypadła rewelacyjnie. Na pewno wspomniane kwestie mają spore znaczenie, mam jednak wrażenie, że to jednak głównie przybyli ludzie i sposób ich podejścia do tego typu przedsięwzięcia okazały się kluczowe.
W ciągu tych kilku dni spędzonych razem nad wodą – karpiarze nie podzielili się na bardziej i mniej znanych. Nie widać było rywalizacji, parcia na sukces, łowienia w sposób skuteczniejszy od pozostałych. Jakby na dalszym planie schowała się wzajemna konkurencja biznesowa, promocja własnych marek – a przecież w spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele i właściciele wielu firm karpiowych. Osobiście uważam, że właśnie to przesądziło o magii tego spotkania, o tym, że uczestnicy stworzyli w ciągu tych kilku dni grono zgranych, życzliwych sobie, dobrze się rozumiejących ludzi, którzy konstruktywnie wymieniają poglądy, dobrze czują się we własnym towarzystwie, których łączywspólna pasja!
Tak pozytywne wspomnienia napawają nadzieją, że podobne spotkania wejdą na stałe w kalendarz imprez karpiowych – nie w formie zawodów, potyczek teamów, eliminacji i finałów, ale w formie luźnych, pozbawionych rywalizacji zasiadek – skupiających otwartych na innych, życzliwych, pozytywnych karpiarzy.
Zachęcamy do obejrzenia filmu z 10-lecia Karp Maxa, który dostępny jest na www.karpmax.tv