Opowiadanie Mariusza Szczodraka z Poznania zajęło 3 miejsce w konkursie sponsorowanym przez ProLogic, Okumę i Dragona, w nr 3/2008 Karp Maxa. Lustrzeń złowiony 18 maja 2008 r. w Pobiedziskach ważył 21,5 kg.
Oto nagrodzona opowieść, za którą M.Szczodrak otrzymał torbę podróżną ProLogix Max-4 XXL: Nasz wyjazd (od początku tego sezonu 2008 we wszystkich wyprawach uczestniczy moja narzeczona Sylwia) na łowisko „Pstrąg” w Pobiedziskach, uwarunkowany był od mocno niepewnej sobotniej pogody. Ponadto zawsze na zasiadki wybieramy się z moim prawdziwym kolegą Tomaszem Frankowskim z Poznania, który nie mógł z nami pojechać na tą jednonocną zasiadkę.
Tak więc po długich wahaniach uzgodniliśmy, że jedziemy i nie zabieramy namiotu, będziemy koczować w aucie, bo to żadna wielka wyprawa, tylko raczej mały majowo – wiosenny rekonesans. O godz. 18:00 miałem już zarzucone zestawy. Była też piękna pogoda ok. 19-20 C i nic nie wskazywało na to, że pogoda w ciągu godziny tak diametralnie się zmieni. O 21:30 zrobiło się wietrznie i deszczowo, przeszła nad nami spora burza z piorunami, temperatura spadła do 15 C. Z ostatnimi promieniami dnia udało mi się jeszcze zanęcić łowisko z procy Fox-a, kulkami ugniecionymi z niemałym wysiłkiem w czasie owej burzy, pod parasolem przez moją narzeczoną. Jej zapał i determinacja przy tak złej pogodzie wydawały mi się w tym momencie mało sensowne, a wręcz bzdurne i gdyby nie jej wspaniały humor przy wykonywaniu tej czynności, miałem już na końcu języka propozycję powrotu.
Z nadzieją na poprawę pogody przesiedzieliśmy w samochodzie 2 godziny. Sylwia zasnęła jak niemowlę, a ja sprawdzałem niebo coraz bardziej rozgwieżdżone. Wyjąłem nożyczki z pudełka z zamiarem zwinięcia zestawów i zakończenia tej tak nieudanej pogodowo zasiadki. Jednak teraz bardzo ciepła, bezwietrzna pogodna noc zaprosiła mnie przed tri-poda. Nie trzeba dużo mówić, wcześniejsze myśli gdzieś prysły – zrobiło mi się naprawdę karpiowo. Przesiedziałem na fotelu karpiowym ok. 2 godz. wsłuchując się w odgłosy bąków i nocnej wrzawy. Potem poczołgałem się do samochodu z zamiarem małej drzemki.
Nie wiem jak to się stało, ale bardzo mocno zasnąłem. Około 4:30 obudziło mnie mocne stukanie w szybę naszego auta. To był jeden z kolegów z Gniezna – „Kolego masz branie, dalej, dalej, wstawaj, ten odjazd trwa już dobre cztery minuty”. Na mocno niepewnych nogach dopadłem do „kija”, zacięcie i po chwili dla wszystkich sprawa jest jasna. Gdzieś tam na końcu jest ryba i jest – zaczep. Po ok. 20 minutach stania z wygiętą wędką, oraz próbach uwolnienia, kolega z Gniezna stwierdził, że sprawa jest beznadziejna i nie pozostaje nic innego jak tylko rwanko... Zaś drugi, że to może ryba jest rybą życia! W następnych minutach przyjąłem inną strategię. Zacząłem cofać się z prawie wyprostowaną wędką i o dziwo zaczep drgnął. Po chwili cofają się i odzyskując żyłkę, miałem rybę w połowie odległości rzutu. Byłem na 100% przekonany po sposobie walki ryby, iż ciągnę karpia może do 8kg, a reszta to mnóstwo zielska na żyłce. Gdy zbliżył się do brzegu i pokazał część płetwy ogonowej, kolega trzymający podbierak ocenił go na 8-9 kilo. Ja od połowy wody czułem, że jest to coś większego niż 14-16 kilo. Po kolejnym nawrocie karp w całej okazałości pokazał się, a kolega z podbierakiem wstał i spojrzał na mnie (jak mi się wtedy wydawało bardzo okrągłymi oczami), prosząc abym tego nie spieprzył, bo karp jest naprawdę ogromny. Po jeszcze dwóch bardzo silnych odjazdach od brzegu, wiedziałem, że dam mu radę i co najważniejsze, że jest dobrze zapięty. W końcu wprowadziłem go do podbieraka, ocena wzrokowa i duże emocje – szok, muszę użyć wszystkich sił, aby go zanieść na matę. Polewam go wodą, a we mnie krąży tylko jedna myśl, żeby mu się nic nie stało, to przecież taka masa, żeby się nie rzucał, bo wtedy może zrobić sobie krzywdę. Mój kolos jest jednak nadzwyczaj spokojny i pięknie współpracuje w każdej sytuacji, przy ważeniu w specjalnym worku, oraz jak się później okazało przy zdjęciach. Elektroniczna waga wskazała przy trzykrotnym ważeniu 22,5 kg. Został zważony jeszcze trzy razy wagą sprężynową Rapali. Tak więc po odjęciu wagi maty, to jest 1kg, waga karpia to 21,5 kg, rekord tego łowiska!
Może to nie rekord świata, ale nigdy nie zapomnę tej zasiadki i determinacji mojej ukochanej Sylwii, w przygotowaniu zanęty, która na pewno przyczyniła się do naszego wspólnego sukcesu. Więc wniosek nasuwa mi się jeden – jeśli chcesz złowić rybę życia zabierz na zasiadkę narzeczoną, żonę, lub kochankę.