„Każdorazowo wyjazd za granicę niesie wielkie nadzieje i oczekiwania co do efektów.
Muszę zaznaczyć, że jest to już moja trzecia wyprawa nad La Horre. Wcześniejsze wyjazdy zakończyłem na zero. Tym razem jedziemy razem z Arkiem, jak zawsze pełni optymizmu!
Po bardzo ciężkiej zimie i spóźnionej wiośnie w Polsce mamy nadzieje, że Francja przywita nas ładną pogodą, i tak było, ale tylko przez pierwsze dwa dni, potem przez cały czas czapka i ciepłe rzeczy bardzo się przydały.
Temperatura wody 14 stopni, powietrza 18, wiec tak samo jak u nas w dniu wyjazdu, tylko ta krystaliczność nie nastraja nas dobrze, znaczy to, że ryba słabo żeruje prawie od tygodnia, jak później się dowiadujemy od gospodarza łowiska. Nasze stanowisko wręcz bajkowe - dookoła piękne drzewa ponad 100 letnie dęby, buki i całe zastępy ptactwa. Bardzo duży pomost gdzie można swobodnie rozłożyć sprzęt. Zakaz używania sprzętu pływającego, więc wszystko robi się z pomostu. Trzeba się przygotować na dalekie rzuty. 100 metrów to takie minimum.
Jedna dogodność, jeżeli można to tak nazwać, to jednorazowe w ciągu dnia zanęcenie łowiska z łodzi przez Roba, co prawda 5 euro od markera, ale wizja machania spodem od razu sprowadza mnie na ziemię i chętnie na to przystajemy. Dowiadujemy się, że nasi poprzednicy złowili największą ilość ryb, w tym dwa karpie ponad 20 kg. Wcześniejsze pobyty nad La Horre nauczyły mnie wielkiej pokory co do efektów poprzedników, wiec podchodzimy do tego z dystansem. Tydzień nad jeziorem, gdzie co chwilę widuje się karpie tańczące na ogonach grubo ponad 20 kg, a na sygnalizatorach grobowa cisza. Tysiące myśli co robię nie tak…

Po rozmowie z opiekunem łowiska, a jest nim bardzo życzliwy Anglik o imieniu Rob, którego pracą jest doglądanie i opieka nad tym pięknym jeziorem, dowiaduję się, że skuteczne są wszelakie kulki słodkie śmierdziele, tylko rozmiar 12 - 14 mm są najskuteczniejsze, bardzo małe haki numer 6-8. Muszę przyznać, że miałem bardzo wielkie wewnętrzne obawy przed takim zestawem. Ale po małym spacerze po łowisku widzę, że rzeczywiście tak tam się łowi. Woda wolna od twardych zaczepów, mocno zarośnięta co prawda, ale jest to bardzo słaba trawa, która rwie się jak papier.
Przez pierwsze dwa dni u nas zero. Jedna ryba na całym jeziorze na 16 wędkarzy nie nastraja nas dobrze. Wtorek wita nas silnym wiatrem i burzą po południu. Rob twierdzi, że będzie dobra noc. Zauważył, iż woda zaczyna robić się mętna, coraz bliżej naszego brzegu wiatr przywiał ryby. O 4 nad ranem budzi mnie pisk sygnalizatora, piękny odjazd na kiju Arka. Później dowiaduje się, że rozładowały mu się baterie w centralce, przez to tak długo nie wychodził z namiotu, bo myślał, że to na mojej wędce mam branie. Po blisko 40 minutowym holu ląduje pięknego golca, a waga pokazuje 24,5 kg. Wielka radość, przez cały czas pada deszcz i wieje silny wiatr. Cali jesteśmy zmoknięci i zmarznięci, ale bardzo szczęśliwi. I faktycznie można wyholować takiego karpia na zestaw gdzie użyty był fluorocarbon 10 lb i hak nr 6 bezzadziorowy. Do godziny 17 cisza, właśnie czekamy na Roba aby zanęcić łowisko. W czasie krótkotrwałej rozmowy o porannej przygodzie z sąsiadem łowiącym na 1 stanowisku, piękny odjazd, zacinam i po dosyć długawym holu ląduje pięknego złotego pełnołuskiego karpia około 9kg. W myślach mówię sobie - fatum przerwane - pierwsza ryba, teraz będzie tylko lepiej. Po zanęceniu pytam się Arka czy ma może przypon na zbyciu, bo przyznam, że nie posiadam 10 lb fluokarbonu i haka nr 6. Zakładam 14 mm dumbla japońska kałamarnica Tandem Baits, robię z siatki PVA mikro korek 3cm z pokruszonych dumbli, takich samych jak na włosie i pod marker…
.jpg)
Jakie było moje zdziwienie jak po 15 min na mojej prawej wędce swinger podnosi się i potem opada natychmiast. Przycinam i już wiem, że to nie jest mała rybka.
Mam straszne problemy, aby oderwać karpia od dna, cały czas jednostajnie ryba płynie w prawą stronę wybierając żyłkę, po czym nawraca aby płynąć w lewo i tak upływa dobre 10 minut. Cały czas nie wiem co tam wisi na drugim końcu. Uświadamiam sobie w pewnym momencie, że to jest ta wędka, na której założyłem przypon od Arka, momentalnie pojawiły się czarne myśli, a na domiar złego karp wpływa w moje pozostałe dwie wędki. Myślę - szaleństwo, wszystko gra i w tym momencie podpływa pod powierzchnię i pokazuje się w całej okazałości. Nogi mi się ugięły, strasznie duży i silny, wystarczył jeden ruch ogona, aby kołowrotek oddał metry żyłki. Proszę Arka aby podebrał rybę z wody, bo nie wiem jak blisko uda mi się go przyholować. Minuty zmieniają się w godziny, muszę przyznać, że nie uwierzyłem jak już był na tyle blisko. Arek prawie po pachy w wodzie na wyciągniętych maksymalnie rekach podbiera bestię. To jest naprawdę wielki, piękny i strasznie długi lampas z wielkim brzuchem, do tego ogon jak u wieloryba.
Zaglądam w pysk bestii, a tu niespodzianka, czysty, zero śladów po hakach, co często widzi się na łowiskach komercyjnych, jedynie ten malutki hak wbity w dolna warę. Od Roba dowiaduję się, że ostatnio był złowiony 3 lata temu i ważył wtedy 21 kg, wiec przytył niecałe 5 kg. Waga po odliczeniu worka wskazuje 25,9 kg - mój nowy rekord!!!
Do końca pobytu nie mamy już brania, pogoda psuje się, robi się zimno, niecałe 11 stopni w dzień, w nocy zaledwie 5. Woda ochładza się do 11 stopni, żegnamy się z Francją bardzo szczęśliwi i mówimy do zobaczenia, do przyszłego roku”.
.