Bardzo cieszyłem się z tego wyjazdu ponieważ mój tegoroczny sezon miał 3 miesięczny zastój, a po tym okresie mogłem sobie pozwolić tylko na kilka szybkich i krótkich wypadów nad Odrę. Tym razem zasiadka miała potrwać nieco dłużej, bo od poniedziałku do piątku. Ze względu na dość sporą odległość jaka dzieliła nas do Rybnika postanowiliśmy zmieścić się w jedno auto kombi. Na szczęście udało się, choć do tej pory sam nie wiem jak.
Zapakowani po sufit auta ruszamy w długą drogę. Jazda zajęła nam prawie 4 godziny. Spotykamy się z Grześkiem pod sklepem Sum, gdzie musieliśmy wykupić licencje na połów. Następnie jedziemy na prawie drugi koniec zbiornika i wjeżdżamy pod las, gdzie jest nasza miejscówka. Tym razem będę łowił na dzikiej stronie zbiornika, choć ma to swoje minusy ponieważ w okresie jesiennym można tu łowić tylko do godziny 22 i od 5 rano. Także nocki mamy od razu z głowy, ale cóż takie są warunki i na nie trzeba się było przygotować. Wreszcie docieramy nad samą wodę i po zniesieniu całego majdanu rozpoczynamy rozkładanie obozu karpiowego.
Około godziny 15 zestawy (wywiezione modelem zdalnie sterowanym) mamy w wodzie. Łowisko mamy oddalone około 90 metrów od brzegu. Zestawy leżą w pasie od 3,5 do 4,5 metra głębokości. Dzięki echosondzie w łódce jesteśmy w stanie określić z większą dokładnością, gdzie dokładnie leżą. Pozostało nam tylko czekać na brania, a niestety czas gonił ponieważ wędki mogły stać tylko do godziny 22. Niestety tego dnia nic się nie działo. Zwinęliśmy więc kije i poszliśmy spać z nadzieją, że rano będzie lepiej.
Niestety wczesne rano czyli praktycznie noc nie nastraja ani do wychodzenia z namiotu, ani także na wywożenie zestawów. Jednak lepiej wywieźć kije o 5 rano po ciemku, niż czekać na świt, ponieważ na Rybniku ranek jest bardzo mglisty i czasem nie będziemy w stanie zobaczyć łódki podczas wywózki. Jeśli prześpimy ten czas lub po prostu o 5 będziemy mieć mgłę pozostaje wtedy tylko czekać na 9 rano kiedy zrobi się przejrzyście.
Budzik nastawiony i wstajemy przed 5. Wywozimy 4 zestawy na szczęście dzięki echosondzie lądujemy zestawami tam, gdzie chcemy. Z wielkością kulek się nie zastanawiam i wybieram na tĘ wodę dość duże przynęty, pełno bowiem tu leszcza, który bierze na wszystko. Zestawy wywiezione, a my idziemy dalej spać. Na szczęście nie na długo.
Tuż przed świtem budzi mnie bardzo agresywny odjazd. Ryba bierze na prawą wędkę. Zaspany zacinam i czuję potężny i bardzo agresywny odjazd w kierunku środka zbiornika. Nic nie mogę zrobić karp mimo dokręcania hamulca wybiera mi około 30 metrów żyłki. W pewnej chwili jestem bardzo rozczarowany. Czuję jak ryba weszła w zaczep. Mimo tego, że nie mogę jej ruszyć, czuję że jest na wędce. Mocno dokręcam hamulec i ostro na kiju cofam się. Szybka reakcja zdała egzamin, karp wychodzi z zaczepu i daje się powoli holować. Co jakiś czas następują bardzo agresywne odjazdy z hamulca. Ryba jest bardzo waleczna. Wreszcie podpompowuje ją do brzegu i widzę bardzo długiego pełnołuskiego. Wielki ogon oraz płetwy pozwoliły mu na tak agresywne odjazdy. Walka była bardzo emocjonująca, ale wreszcie Patryk podbiera mi rybę i wynosi ją na matę. Jest piękny bardzo długi i wysportowany. Waga wskazuje równe 13kg, a więc piękna ryba na sam początek zasiadki. Cieszymy się, że wreszcie jest pierwsza ryba.
Zanim wszystko ogarnęliśmy zrobiło się jasno i za chwilę stojąc przy wędkach widzę jak Patryka wędka wygina się w pałąk, a z kołowrotka zaczyna uciekać żyłka. Jest drugie branie –krzyczę, a Patryk zacina rybę. Karp jest także waleczny i też wchodzi nam w zaczep. W miejscu, gdzie łowimy jest dość sporo zaczepów więc musimy na to uważać. Do tego ostry spad, na którym pełno kamieni i ostrych muszli zmusza nas do zastosowania grubych przyponów strzałowych o średnicy 0,55mm. Karp bowiem kiedy tylko zejdzie na głębszą wodę obciera strzałówką o dno co jest bardzo niebezpieczne. Mimo tego po mocnym pompowaniu Patryk podciąga karpia do brzegu. I tym razem ukazuje nam się pełnołuski. Podbieram rybę i wynoszę do ważenia. Waga pokazuje 13,4 kg, a więc nieco większy od swojego poprzednika. Pewnie ten sam rocznik wszedł w zanętę. Robimy sobie sesję zdjęciową i pełni optymizmu kontynuujemy łowienie. Mówimy sobie, że jest bardzo dobrze jeszcze doba nie minęła, a my mamy już 2 ryby. Donęcamy łowisko znacznie grubiej i przewozimy zestawy.
Czekamy na kolejne odjazdy, ale kompletnie nic się nie dzieje. Mimo tego humory nam dopisują. Jest koniec października, a pogoda jak latem, ponad 20stopni w dzień i 14 stopni w nocy. Jest bardzo ciepło, wręcz czasami za ciepło, aż trzeba się ze śpiwora odkrywać. Niestety do wieczora ani przed, nic się nie dzieje jakby karpie odeszły niewiadomo gdzie.
W nocy ze środy na czwartek pogoda nieco zmienia się i zaczyna padać deszcz. Jest to słaby i ciepły jak letni deszczyk, aż nie do pomyślenia. Może wreszcie się coś zmieni - myślimy. Po prawie dwóch dobach bez brania o 7:30 rano w czwartek odzywa się mój czerwony fox. Jazda na całego, a ja zaspany wybiegam z namiotu. Wkładam gumowce i lecę do wody. Tym razem nie czuję żadnych zaczepów i swobodnie holuję rybę do brzegu. Po kilku minutach w wodzie pokazuje się ładny lustrzeń. Podbieramy go i do ważenia. Ryba ma 11,8 kg. Cały hol przebiegał w lekkim deszczu, co jednak wcale mnie nie zraziło. Zaraz potem powoli zaczyna się przejaśniać i nawet wychodzi słońce. Robię zdjęcia i wywożę zestaw. Nadzieje powracają, znów jesteśmy pełni optymizmu, że po tym deszczu zacznie się coś dziać.
Do wieczora nie mamy odjazdu, jednak widać, że ryba zaczęła się ruszać. Co chwilę na wędkach mamy delikatne szarpnięcia i piski sygnalizatorów. To bardzo dobry znak. Nie myliliśmy się, bo około 18 tuż po zapadnięciu zmroku mam kolejne branie. Hol pomiędzy wędkarzami co nastawili się na leszcza nie był zbyt przyjemny, ale na szczęście w nic i nikomu się nie wplątał. Karp ładny, lustrzeń ma równe 10kg. Szybkie foto i jeszcze szybka wywózka, bo zostało zaledwie 3 godziny łowienia.
Tuż przed wyjęciem wędek z wody mam wreszcie branie na lewą wędkę, która milczała od początku zasiadki. W ciemnościach holuję rybę, która specjalnie nie walczy. Po krótkim holu wyjmuję najmniejszego karpia zasiadki który ma 9kg. Zdjęcia w nocy i wypuszczam zdobycz. Zwijamy wędki i idziemy spać bo jest już 22.
Pozostaje nam ostatni ranek ponieważ w piątek musimy już wracać do domu. Wstajemy wcześnie i wywozimy wędki. Jakoś już nie mogę spać. Obserwuję wodę i siedzę przy wędkach. Do godziny 9:30 nic się nie dzieje, a my po śniadaniu i kawie postanawiamy zacząć zwijanie. Ledwo obróciłem się plecami do wędki i słyszę najpierw pii pii, a potem ostrą jazdę.
Zacinam i standardowo wskakuje do wody w celu podebrania ryby. Za mną jest już Patryk i wszystko filmuje. Ryba idzie bardzo ciężko i jest bardzo daleko. Po wyjęciu kilkunastu metrów zaczynam wolne pompowanie. Wszystko idzie jak w spowolnionym filmie. Karp chodzi dnem bardzo powoli i masą. Nie szaleje, nie robi ostrych zrywów jest spokojny, ale bardzo tempo idzie mi pompowanie. Jakże było by to piękne gdyby była na zakończenie chociaż piętnastka.
Czuję na kiju i wiem, że nie jest to mała ryba, ale czy ma 15 czy więcej tego nie wiem. Pompowanie idzie mi spokojnie ciężko i bardzo długo. Ryba ciągle idzie dnem i nie daje się podciągnąć wyżej. Jest coraz bliżej, ale nadal jej nie widzę. Nie wiem ile trwa hol, ale w pewnym momencie Patryk mówi, że mu bateria padła i już nie nagrywa filmiku. Wtedy mówię aby pobiegł po mój aparat i kręcił dalej. Ryba jest już bardzo blisko robi wielkie koła. Nagle przewala się i pokazuje swój wielki pysk. Dobrze nie widzę, bo jest ona jeszcze kilkanaście metrów ode mnie. Pysk jednak zrobił ogromne wrażenie wiem już, że mam naprawdę sporą rybę. Patryk wchodzi głębiej z podbierakiem i ciągle kręci film. Wreszcie go widzę, jest piękny, pełnołuski, ale ciężko poznać ile może ważyć. Nareszcie wchodzi z trudem do podbieraka, bo jest ciągle kręcony o czym pewnie nie wie.
Wielka radość i szczęście, że ryba jest moja na zakończenie zasiadki. Patryk ledwo wynosi karpia na brzeg, a kiedy kładzie go na macie już widzę, że jest naprawdę wielki. Wygląda na dwudziestkę, ale czy tyle ma? Szybkie ważenie, bo ciekawość jest ogromna. Waga pokazuje 21,2kg, po odliczeniu worka mamy równe 20kg pełnołuskiego. Radość niesamowita. Jestem przeszczęśliwy. Jak się później okazało jest to mój rekord życiowy karpia pełnołuskiego, bo wcześniej miałem pełnołuskacza z Odry 19kg. Robimy sporo fotek i wreszcie wypuszczamy karpia do wody, który powoli i spokojnie odpływa. Radość jest niesamowita jeszcze nie mogę w to uwierzyć, że w ostatnich minutach zasiadki wyjąłem dwudziestkę. Ta ryba była przypieczętowaniem zasiadki i nagrodą za wytrwałość.
Podsumowując zasiadkę złowiliśmy 6 karpi z których najmniejszy miał 9kg a największy 20kg. Do wody wsypaliśmy 35kg kulek 20mm wykonanych z miksu Ognizzer i z dodatkiem smaku Smoked Forest. Do tego poszło nam 20kg pelletu 20mm halibuta. Przynęty na jakie mieliśmy ryby to wyłącznie kulki 4D o smaku Smoked 4 ryby oraz Truskawka 4D 2 ryby w tym ta największa. Zasiadkę uznaję za bardzo udaną i z pewnością jeszcze przyjadę na Rybnik może zimą kto wie. Szkoda tylko, że gospodarz wody nie pozwoli łowić w nocy w innych częściach zbiornika niż zrzut, choćby za dodatkową opłatą. Z pewnością byłoby to bardzo duże udogodnienie dla karpiarzy, a większe wpływy pozwoliły by na dodatkowe zarybienia. Ale cóż trzeba się cieszyć z tego co się ma i nie można na wszystko narzekać.
Pogoda wspaniała ciągle panują letnie warunki i niech żałują tylko ci którzy przedwcześnie zakończyli sezon. Myślę, że w tym roku spokojnie można będzie łowić do końca listopada, a ja na pewno jeszcze wybiorę się na zasiadkę. Życzę Wam udanego zakończenia sezonu na wymarzonych okazach i do zobaczenia nad wodą.