Nęciliśmy kulkami i kukurydzą w dużych ilościach, dwa razy w tygodniu. Wyjechałem w środę, miałem w planie łowienie do niedzieli. Wziąłem ze sobą 40kg ugotowanego ziarna kukurydzy i kilka kilogramów kulek Extasy , Glm, oraz Natural Blend. Na włosa zakładałem mocno dopalone kulki 4D, przede wszystkim Extazy z Natural Blend, i truskawkę z Arctic Krylem. Kulki zanętowe przed wrzuceniem do Odry dopalałem shooterami i aminoliguidami.
Po przyjeździe na miejsce nie było nikogo, cicho, spokój nieziemski, uwielbiam takie klimaty. Żeby nie marnować czasu, pierwsze co zrobiłem to zanęciłem miejscówkę ziarnem i kulkami. Później wziąłem się za rozbijanie całego sprzętu karpiowego, w międzyczasie obserwując rzekę. Przyznam, że byłem nastawiony bardzo optymistycznie, tym bardziej że widać było, jak ryba „chodzi” . Zestawy powędrowały do wody pod sam wieczór, idealnie przyszykowane do „ataku”.
Pierwsze branie miałem pierwszej doby o 5 rano. Mocny opad swingera, kiedy dobiegałem do statywu to swinger mocno ruszył do góry. Byłem prawie pewien, że to coś większego, jednak sprawcą porannego brania okazał się wielki leszcz. Zmieniłem przypon na wcześniej przygotowany, zanurzony w aminodipie i zarzuciłem zestaw.
Około godziny 10 rano nagły odjazd na lewej wędce. Po zacięciu zobaczyłem, że karp jest już daleko, niemal po drugiej stronie Odry. Zacząłem holować, ryba była bardzo silna, dobrze że nie trafiła na żaden zaczep po drodze. Doholowana pod brzeg, po kilku jeszcze efektownych odjazdach, daje się wprowadzić do podbieraka.
Karp był pełnołuski, pysk miał czysty, prawdopodobnie nigdy nie był na haku. Tradycyjnie już zmieniłem przypon i zarzuciłem zestaw. Przez cały dzień cisza, tylko od czasu do czasu lekkie szarpnięcia widoczne na szczytówkach. Aby utrzymać ryby w łowisku, co jakiś czas donęcałem miejscówkę, kulkami i kukurydzą, tym bardziej przed nocą. Do północy spokój, posprawdzałem czujność sygnalizatorów i poszedłem spać.
Około pierwszej w nocy branie na prawym kiju, ryba odjechała w sam nurt rzeki. Co trochę ją podholowałem, to znów odjeżdżała w to samo miejsce. Kiedy w końcu udało się ją podebrać, zobaczyłem że karp jest dość długi a chudy, typowy rzeczny spryciarz. Po zważeniu, a nie był to rekord, pomyślałem, że nie będę wkładał karpia do worka, tylko pstryknę mu kilka fotek ze statywu. Położyłem rybę na macie i poszedłem do auta po statyw do aparatu. Po moim powrocie mogłem robić zdjęcie tylko pustej macie. Karp wyślizgnął się z maty i wsunął prosto do wody. Śmiejąc się pomyślałem, że nie dość że spryciarz to jeszcze cwaniak. Zarzuciłem zestaw i poszedłem spać.
Nad samym ranem bardzo mocny strzał na prawym kiju, centralka w namiocie nie przestawała wyć ani na chwilę. Zaspany wybiegam z namiotu i docinam rybę, jednak ona w ogóle nie zwalnia, cały czas wybierając plecionkę z kołowrotka ucieka w dół rzeki.
Po około 15 minutach walki karp stanął w nurcie i nie chciał się ruszyć, jednak chwilę postał i ruszył tym razem na przeciwny brzeg. Trochę się obawiałem przeciwnej strony gdyż było tam dużo tam zaczepów, zwalonych drzew i kołków wystających z wody. Po kilku jeszcze minutach walki pakuję karpia w podbierak . Sprawcą tego niesamowicie mocnego holu okazał się piękny, długi karp pełnołuski.
Następnego dnia pod wieczór dojechał do mnie mój kolega Jurek. Rozmawiamy o złowionych już rybach, rozkładając Jurka sprzęt. Tej nocy do późna siedzimy przy wędkach, korzystając z jeszcze w miarę ciepłej nocy. Około trzeciej nad ranem słyszę jak Jurek mnie woła. Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, gdyż nie słyszałem jego brania. Oceniwszy szybko sytuację, biorę podbierak i idę pomóc podebrać rybę. Jeszcze chwilę tam postałem zanim Jurek wprowadził jak się okazało kolejnego karpia pełnołuskiego do podbieraka. Rano wspominamy karpie z tej wyprawy, pijemy kawę bierzemy się za robienie zdjęć. Kończymy zasiadkę na Odrze z uśmiechami na twarzy, nawet zwijanie sprzętu było przyjemne, a wiemy jak to czasami boli.
.