W tym roku byłem głównym organizatorem CTPC III I przy dużej pomocy Andrzeja Walczaka udało nam się razem zebrać i „ogarnać” bardzo fajną grupę ludzi. Aż żal było patrzeć jak się rozjeżdżają w niedzielę – chciałem żeby ta impreza potrwała jeszcze tak z….. miesiąc. Tam nikt się nie przestawał uśmiechać, każdy był zadowolony, ale to chyba zasługa tego miejsca, które tak działa na ludzi, ja sam kocham Wygonin.

Będąc również uczestnikiem zawodów w tym roku miałem bardzo mało czasu żeby cokolwiek dowiedzieć się o wodzie, gdzie się mogą znajdować ryby i jakie są prognozy pogody na najbliższe dni. Czułem się jakby karpiowanie i rywalizacja w tym roku poszła na bok, tyle czasu zajmowało mi zorganizowanie wszystkiego. Więc kiedy nadeszło przez wszystkich oczekiwane losowanie, ja stałem po drugiej stronie barykady i pilnowałem żeby wszystko przebiegało jak należy i nawet nie miałem świadomości jakie stanowiska już zostały wylosowane, zanim przyszła kolej na nasz team, a losowaliśmy z Marcinem Nowocinem jako 14-ta ekipa. Dobrze, że on pilnował wszystkiego i zaznaczał co już poszło, żebyśmy mieli jakiekolwiek rozeznanie, bo ja byłem jakby nieobecny. Ale gdy nadeszła nasza kolej podeszliśmy razem i plan był taki, że Marcin losuje pierwszy, a ja jako kapitan, w razie czego będę poprawiał. I Marcin wyjął 20A - moje pierwsze myśli - a gdzie to jest? To stanowisko obok małej zatoki, czyli tarliska karpi.
W tym roku jako organizator wyłączyłem tę część z łowienia. Po pierwsze dlatego, że w ubiegłym roku była tam bardzo duża ilość karpi, a po drugie dookoła niej powbijane są kołki z drutem, chyba na miejscowych kłusowników i nie chciałem żeby jakiekolwiek ryby zostały pokaleczone. Więc szybciutko zebrałem myśli i wyszło że będziemy mieli bardzo mało wody dla siebie, bo lewa strona zamknięta, przed sobą max 80 metrów i jest stanowisko na pomoście 20B w prawo też z 80 metrów i jest 20 –ka, do tego prawie 5 dni w błocie, 1,8 metra zielska na 2 metrach wody… odpowiedź mogła być tylko jedna, 20A – do PIEKŁA.
W tym roku miałem przeczucie, że ryby będą brały na zwężeniu między zatoką, a dużą częścią jeziora, czyli stanowiska 1,2, wszystkie 17-ki i 18 z tego względu, że ryby będą się przemieszczały raz lub dwa razy dziennie z płytkiej wody na głęboką i tylko kwestia czasu jest jak się schylą po nasze kulki. Ale Marcin się uparł i twierdził, że od kiedy tu przyjechał marzył żeby wylosować 20A, z tym że on był tu pierwszy raz i nie za bardzo mnie to przekonało, ale gdy powiedział ze rozmawiał ze spiningistą, który rano był na wodzie i widział tam grupkę karpi, tego nie mogłem zignorować – bierzemy. A ja wracam do losowania i po chwili już zapominam o rywalizacji i stanowisku gdzie będziemy łowić, niestety organizator ma „przechlapane”. Wszyscy już byli na stanowiskach, a my jeszcze robiliśmy porządki na rybaczówce.
Nad wodę dotarliśmy kilka minut przed rozpoczęciem łowienia, ale bez paniki mamy do wieczora jeszcze kilka godzin. Ja od razu pakuję się do łódki i będę badał miejsca, a Marcin powoli wyjmuje sprzęty z auta. Plan jest taki, że będziemy szukać dziur w gęstym zielsku i łowić w nich, sypiąc lekko, bo nie znamy stanowiska, lecz po 15 minutach w łódce i chyba 5 spławach w tarlisku zapaliła mi się lampeczka.
Wracam szybko na brzeg i zmiana taktyki o 180 stopni i mówię do Marcina – „my ich stąd nie wypuścimy”. Zasypuję całą linię wzdłuż bojek, do wody na dzień dobry idzie 13 kg kulek Solara, ktore Martin Locke przygotował mi specjalnie na tą imprezę, 10 kg pelletu quench, 5 słoików konopi, 2 słoiki ziarna i pierwszy raz co używałem na Wygoninie, to orzeszki ziemne, wszystko z Gulpa każdy po 1,8 litra.
Dwa tygodnie wcześniej na stanowisku 19 łowili znajomi i wspominali, że mieli dużo ryb z miejsc gdzie nęcili orzeszkami. Po około godzinie mamy 6 wędek w wodzie, na wszystkich identyczne zestawy, identyczne kulki - 6 razy niezawodny KLON z różowym pop up również KLON.
Wiedziałem że będziemy łowili w zielsku i po każdą rybę trzeba będzie pływać. Do łowienia wybraliśmy wędki SONIK SK4 2.75lb, jak się później okazało był to strzał w 10. Kije o akcji parabolicznej pozwalały rybom wyszaleć się, bez obawy o zerwanie, mimo że łowiliśmy bez przyponu strzałowego, na żyłkę 0.33mm, do tego zestaw z klipsem bezpiecznym i przy każdym braniu oczywiście ciężarek zostaje w wodzie.
Przed wieczorem wszystko opanowane, zostały tylko namioty i to co potrzebne na brzegu. Po chwili przychodzą sąsiedzi z 20, będziemy świętować wstąpienie Adasia Widziajły do Carp Teamu, z tym że my nie mamy jeszcze krzesełek wyjętych, żeby ugościć młodzież, nie ma stolika, nie wspominając o namiotach. Ale daliśmy radę. Po około godzinie finał na 100 metrów – młodzi mają branie, buty pospadały, szklanki lecą po krzakach, ale się cieszymy bo oni też na te same kulki łowią, więc jest dobrze. Patrzymy na nich z naszego stanowiska jak się przytulają i gratulują sobie w pontonie. Myślałem, że właśnie padł rekord Wygonina, bo cieszyli się bardzo. Ryba śliczna, zdrowa i co najważniejsze, a 14,6 kg na Wygoninie to dużo, gratulujemy im dokańczamy integrację i około 23.00 idziemy spać.

My pierwszej nocy łowimy 2 karpie (foto7), tak samo dwie następne nocki i jeden w ostatnią. Ryby po kilku godzinach spędzonych w workach karpiowych do przyjazdu sędziego zaczynały trawić to, czym się ostatnio żywiły i mieliśmy okazję sprawdzić, czy jest to nasz pokarm. Na macie podczas zdjęć wypróżniały się bardzo dużą ilością czerwonego, strawionego pokarmu. Łowiliśmy na czerwone kulki, pellet też czerwony, więc byliśmy pewni że wszystko się sprawdziło.
Jak wszyscy wiedzą Wygonin to specyficzna woda i brania w dzień to nie lada sztuka, bo karpie jakby się całkowicie wyłączały, więc bardzo miło byliśmy zaskoczeni, kiedy w sobotę około 15-tej zameldował się karp o wadze 11 kg. W międzyczasie Marcin złowił 16 – tkę (foto9) i odebrał koszulkę lidera sąsiadom z 20, a że w tym roku nagrodą za największego karpia był ponton JRC ufundowany przez sklep BAITBOX , wszyscy zaciskali kciuki żeby się udało, ja również.

Ostatniej nocy byłem pewien, że będzie on należał do mnie. Branie jak każde na Wygoninie czyli „rola” na maxa, szybkie zacięcie i do łodzi po rybę, która już zaparkowała w zielsku. Z racji, że po każdą rybę pływaliśmy, walka z karpiem zaczynała się dopiero przy łodzi i dopiero tam pokazywały nam kto rządzi w wodzie, a ten którego złowiłem ostatniej nocy był strasznie silny, woził nas 15 minut, był gruby i wiedziałem że ponton trafi w moje ręce (foto11) . Jakież było moje zdziwienie gdy rano sędziowie zważyli mi karpia, a waga wskazywała 15 kg! – Marcin był szczęśliwy- pierwsze jego poważne zawody i od razu dublet (zwycięstwo I największa ryba ). Ja również miałem powody do uśmiechu, bo było już po 9 rano w niedzielę i sędzia oznajmił, że wygraliśmy z dużą przewagą.

Na koniec dwie ciekawostki. Zużyliśmy z Marcinem przez cztery dni 17 kg kulek SOLARA, około 20 kg pelletu QUENCH i 12 1,8 litrowych słoików różnych ziaren Gulpa! Co obaliło moją, jak i wielu innych teorię, że na Wygoninie nie wolno dużo sypać. Dla porównania powiem, że nie użyłem tyle zanęt w 3 moich poprzednich edycjach razem wziętych, a było to 1 miejsce na Srebrnym Haku w 2009, II w 2010 również na Srebrnym Haku i II w 2011 na Carp Team Poland Cup.
Jak wcześniej wspominałem brania w dzień na Wygoninie to rzadkość, więc postanowiłem coś zmienić i na jedną z wędek założyłem do normalnej kulki biały pop up. Po 5 minutach melduje się leszcz, zaznaczę że jest to pierwszy od czasu kiedy łowię na Wygoninie. Szybka wywózka i kolejny, szybciej niż 5 minut po włożeniu zestawu do wody. Czy to czysty przypadek? Bo gdy zmieniłem biały pop up z powrotem na różowy, było po leszczach. A żeby było ciekawiej, to wspomnę że w zeszłym roku my jak i drużyna z Grecji, która zajęła 3 miejsce, na wszystkich 12-stu kijach mieliśmy bałwanki z tych samych kulek z białym pop upem. Do usłyszenia.
.