Pewnego dnia przychodzi na skrzynkę mail od kumpla – 10 czerwca wyjazd na trzy dni na dziewicze karpie koło Milicza, pomyślałem super sprawa, mam jeszcze 3 tygodnie na przygotowanie się wiec luzik. W końcu przychodzi upragniony dzień i niestety jak to bywa, coś wyskoczyło w pracy i nad wodę wyjeżdżam o godz. 18. Tam melduję się o godz. 20.20, kumpel już rozstawiony, popija zimne piwko i śmieje się z mojego spóźnienia. Spoglądam na samochód i nie wiem od czego zacząć, hmm może od środka na komary. Kumpel melduje, że na 30 metrze od brzegu przebiega podwodny rów, a 5 metrów dalej zaczyna się pas podwodnych zielsk, więc markerowanie mam z głowy. W pierwszej kolejności do wody wędruje ugotowana kukurydza oraz sprawdzony Canal Karpfen z podgotowaną pszenicą. Łącznie ok. 4 kg futru trafia do wody. W założeniu pole nęcenia miało skończyć się przed pasem zielska, niestety kilka petów powędrowało w ziele z uwagi na zapadające ciemności. Wędki wrzucam „na czuja” w rów ok. godz. 22. Na jedną wędkę zakładam metodę + 3 ziarnka kukurydzy dipowane w wanilii, drugą wędkę uzbrajam w bezpieczny klips, ciężarek 60g, na haczyk zakładam 2 ziarnka kukurydzy z kawałkiem pianki, a ciężarek oklejam pastą Pelzer Hot Spot Scopex - cream.
Noc przebiega spokojnie, o godz. 4 nad ranem przy lekkiej poświacie od wschodzącego słońca, budzi mnie prawy kij z metodą, swinger podskakuje pod kijem i lekko zgrzyta hamulec. Wybiegam z namiotu, zacięcie, siedzi. Delikatny hol, bo na końcu haczyk nr 6 seria 2 Mako S.F. Po 5 min karpik leży w podbieraku, orientacyjnie ma ok. 3,5-4 kg, wiec od razu wraca do wody. 10 min później metoda z powrotem ląduje w wodzie, a ja idę spać dalej. Po ok. 30 min scenariusz się powtarza, podobny brzdąc już odpływa w kępy zielska, a ja myślę gdzie są te większe karpeny, o których się tyle nasłuchałem. W końcu udaje mi się na chwilę zasnąć i kolejne branie, niestety pudło. W tym momencie moja cierpliwość się kończy i stwierdzam, że zmieniam taktykę na grubszy kaliber. Pomimo tego, że karpie wcześniej nie widziały kulek, do wody wędruje 0,5 kg Coobany fi 16, oraz 0,5 kg Blond Witch’a. Na włos zakładam pływający Cream Pelzera dociążony tylko hakiem, drugą wędkę uzbrajam w pojedynczą Coobanę 16. W końcu mogę się położyć i spokojnie dospać.
Ku mojemu zdziwieniu, po 3 godz. drzemki na pływający Cream mam branie! Ryba z takim impetem zaczęła odpływać, że kij o mało nie spadł z podpórki. Zacięcie, siedzi, widzę po kiju, że spawa jest poważniejsze niż kilka godzin wcześniej. Mój Pelzer Exciter 2,5lb dosyć mocno pracuje, ryba ucieka wzdłuż zielsk w prawą stronę. Nie daję jej za bardzo pohasać, tylko dokręcam hamulec o dwa ząbki. Pompuję delikatnie i spokojnie, w końcu haczyk nr 6! Po 15 min w podbieraku ląduje karp i to całkiem ładny. Hak jest wbity w dolną wargę, że aż trudno go wyjąć. Waga pokazuje 11 kg. Karp wędruje do worka na późniejszą sesję, mocuję worek do podpórki u dołu skarpy i nagle słyszę dwa „pii” na drugiej wędce, chwila zastanowienia i odjazd. W tym momencie zdębiałem i tyle co sił biegnę po skarpie do kija, zacinam i siedzi. Momentalnie na powierzchni pojawia się wielki wir. Ryba nie daje się podnieść, tylko krąży w koło. Powoli pompuję i lekko luzuję hamulec. W momencie gdy przy powierzchni niedaleko brzegu pojawia się jasna plama następuje szaleńczy odjazd na ok. 15m prosto między zielska. Przy kolejnym podejściu do brzegu karp ląduje w podbieraku, w wodzie wygląda jak brat bliźniak tego pierwszego tylko, że ma większy brzuch. Waga zatrzymuje się na 11,5kg. Łowisko donęcam kulkami ok. 0,3kg Coobaną fi16 oraz 5 kulami Canala z kukurydzą, a na haki wędruje pływający dipowany Cream i Coobana z pastą scopexową. W końcu mogę wypić poranną kawę i zjeść śniadanie.
Dopijam kawę na stanowisku obok i 30 min później słyszę u siebie pisk mojego foxa, szybki sprint do stanowiska, zacięcie, siedzi. Tym razem tonąca Coobana okazała się skuteczna. Karp w ciągu kilku sekund przepływa 20 m w lewo wzdłuż zielsk i zatrzymuje się na wprost wędek kumpla, w małej kępie zielska. Delikatnie podciągam i czuję, że oprócz karpia ciągnę wielką kępę zielska. Dzięki temu karp ze spokojem idzie do brzegu. Niestety w połowie wody zielsko spada z głowy karpia i rozpoczyna się kolejny szalony odjazd. Widzę, że karp pomału słabnie, więc zaczynam stanowczo pompować. Pod brzegiem kręci jeszcze parę kółek i bezpiecznie ląduje w podbieraku. Hak idealnie wbity w dolną wargę, wisi razem z kulką. Waga zatrzymuje się na 13kg. W końcu zza chmur wychodzi słońce, więc pora na sesję fotograficzną z porannymi miśkami. Po wypuszczeniu karpików do wody śmiejemy się z kumplem, że dziewicze karpie na tym zbiorników miały „3 godzinny okres karencji” żeby znaleźć, spróbować i zasmakować w kulkach proteinowych.
Oboje z kumplem stwierdzamy, że do końca wyjazdu jeszcze pełna doba, więc miśki muszą dostać coś jeszcze do jedzenia. W wiaderku mieszam 1kg Canal Karpfen razem z gotowaną kukurydzą i pszenicą, formuję kulę zanętowe w wielkości mandarynki i rozpoczynam ostrzał. Kobrą wrzucam 0,5 kg Coobany 16 , 0,5 kg Blond Witch’a 16 oraz 100 szt. kulek Pelzer Element Proton MCS 20mm. Na włos zakładam pływającego MCS’a 20mm na haku nr 4 + pasta Scopex- Cream na ciężarek, drugi kij uzbrajam w pop-up Cream + pasta Scopex-Cream w metodę. Jest południe ok. godz. 13, słońce grzeje w pełni, ja popijam zimne piwko na stanowisku po prawej i nagle pisk lewego kija z pływającym MCS 20mm. Szybki 30 metrowy sprint, zacięcie i siedzi. Na powierzchni widzę wielki wir, ale 20 metrów w lewo od mojego stanowiska. Ryba nic sobie nie robi z tego, że jest holowana i ciągle płynie przed siebie jak oszalała w lewą stronę. W końcu zatrzymuje się w kępie zielska, momentalnie z niej wychodzi, robi nawrót i płynie w moją stronę. Wiem, że mam do czynienia z poważnym przeciwnikiem. Ryba w ciągu kilku sekund przepływa 50m i krąży już po prawej stronie mojego stanowiska. Modlę się tylko żeby żyłka nie powiesiła się na drzewie przy którym stoję. Widzę, że ryba zgarnia kolejną porcję zielska jednakże nic sobie z niego nie robi. Powoli pompuję i zaczynam odzyskiwać kolejne metry żyłki. Ryba słabnie, ale nadal się nie poddaje, kręci młynki i nurkuje. Woda przed moim stanowiskiem robi się cała mętna, karp nadal nawet się nie pokazuje. Kumpel wchodzi do wody za kolana z podbierakiem, bo stwierdzamy, że z płytkiej wody go nie podbierzemy. Po kolejnym młynku następuje próba podebrania ryby z głębokiej wody. Naprowadzam rybę w kierunku podbieraka, ale nadal jej nie widzę. Na ostatnich metrach siłowo podciągam karpia ku powierzchni, szybka akacja z podbierakiem i jest w siatce! Na stanowisku grono kibiców bijących brawa którzy czekają na wyniki ważenia. Zwilżamy matę i wyciągamy rybę z wody. Naszym oczą ukazuje się piękny gruby lustrzeń. Waga razem z matą pokazuje 18kg. Sesja fotograficzna w pięknym słońcu i karp wraca do wody. Warzymy matę – 1,5kg , a więc prawdopodobnie największy karp 16,5 kg właśnie został złowiony!
Do końca dnia łowię jeszcze 4 karpie ok. 11-12kg, ale ostatnie branie mam ok. 19. Całą noc zupełnie nic się nigdzie nie działo, o 9 rano w niedzielę zwijamy się wszyscy do domu. Podsumowując cały wyjazd: ja z kumplem złowiliśmy 18 karpi gdzie średnia była grubo powyżej 10 kg, koledzy po prawej złowili 4 szt., natomiast 2 kolegów po lewej stronie nie mało nawet brania. Pełni optymizmu przy odjeździe, wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy że się jeszcze tutaj spotkamy i spróbujemy ponownie swoich sił jesienią w walce z dziewiczymi karpiami.
.