Zbiornik o pow. 2000 ha powstał w latach 1933-1939 na rzece Mała Panew. Celem była regulacja rzeki Odry, zapewnienie bezpieczeństwa w czasie powodzi, oraz rekreacja. O ogromie tego zbiornika świadczyć może fakt, iż wyliczono, że w jednym czasie na brzegach wypoczywać może ponad 40 tysięcy ludzi, a baza noclegowa zapewnia miejsce dla niemal 12 tysięcy osób. Wydaję się jednak, że lata masowych najazdów turystów zbiornik ma już za sobą, czego nie można powiedzieć o turystyce wędkarskiej.
Głębokość i ukształtowanie dna
Według oficjalnych danych maksymalna głębokość wynosi 13 metrów, jednak miejsc takich jest bardzo mało. Średnia głębokość wynosi około 4 metrów. Ukształtowanie dna nie jest zbyt zróżnicowane i praktycznie na każdym brzegu wygląda podobnie, a więc rozpoczyna się delikatnym zejściem w stronę środka jeziora. Zaczepów przy samym brzegu jest stosunkowo niewiele, ale prawdziwe zaczepy zaczynają się na większych odległościach. Na brzegu północnym będzie to odległość około 100 - 140 metrów przy normalnym stanie wody, zaś na brzegu przeciwległym kłopoty z zaczepami zaczynają się już na 80 metrze. Jak wiele zbiorników zaporowych, tak i ten powstały na terenie wyciętych lasów i wysiedlonych wiosek. Spotkamy tu liczne korzenie. Celowo wspomniałem o konkretnych stronach zbiornika, bo to właśnie one są najczęściej odwiedzane przez karpiarzy. Pozostałe brzegi są dla wędkarzy mniej atrakcyjne, czy to z powodu ryb, czy też ukształtowania terenu, jak np. wał zachodni, który jest stromy i kamienisty, co nie przeszkadza być może kilkugodzinnym wyprawom na leszcza, ale całkowicie uniemożliwia kilkudniową zasiadkę. Od tej reguły są wyjątki, ale o tym później.
Mówiąc o utrudnieniach na Jeziorze Turawskim nie można pominąć tematu glonów. Ich zakwitanie spędza sen z powiek tak turystom, jak wędkarzom. Turawa zakwita już od wielu lat w najcieplejszych miesiącach, gdy woda osiąga wysoką temperaturę. Wytrąca się wtedy zielony kożuch o nieprzyjemnym zapachu. Zazwyczaj problem dotyczy linii brzegowej, co w ekstremalnych przypadkach skutkuje zamknięciem łowiska dla kąpiących. Dla wędkarzy łowiących z brzegu oznacza to właściwie to samo, bo bywają przypadki, że osadzający się na żyłce glon uniemożliwia nawiniecie jej na kołowrotek. Osobiście też tego doświadczyłem. Problem nie trwa zbyt długo, ale skutecznie „wyleczył” wielu ludzi z wypoczynku nad tą wodą.
Wskazówki, czyli jak i na co łowić?
Tu sprawdza się obserwowanie ludzi. Tak jest! Ludzi! To, co rzuca się tu w oczy, to bardzo duża liczba okolicznych wędkarzy. Są oni tu jednak tylko wtedy, gdy ryba bierze. Bywają dni, że na całej linii brzegowej nie ma żywej duszy. Nie ma też reguły, gdzie można ich spotkać. Dziś siedzą w jednym miejscu, by jutro zmienić stanowisko o nawet kilka kilometrów! Już samo to powinno nam dać do myślenia. Mimo, iż w miażdżącej większości są to amatorzy koszyczków, sprężyn itp. nastawieni głównie na leszcza, warto zasięgnąć u nich języka. Często bowiem zdarza się, że trafia się niespodziewanie karp o większej masie, co z kolei może świadczyć o pobycie stada właśnie w tym miejscu. Kolejną grupą, jaką możemy tu wyróżnić, są wędkarze polujący na węgorze i sumy. Łowią głównie na „trupka” i rosówki. Tym również zdarza się złowienie pięknego karpia czy amura. Piszę o tym wszystkim z jednego powodu. W taki sposób dużo szybciej dowiemy się, w jakich rejonach tak potężnego akwenu możemy trafić na naszych ulubieńców. Jest to ważny element, gdyż na typowe poszukiwania stracilibyśmy mnóstwo czasu. Zaletą Jeziora Turawskiego jest również mała liczba karpiarzy. Powodem tego zjawiska zapewne jest nieznajomość zbiornika i fakt, że wymaga on dużo większego wkładu pracy niż glinianka, czy mała żwirownia.
Tak zwanymi „pewnymi” miejscami, jakie najczęściej odwiedzamy, są wspomniane brzegi północny i południowy. Na północnym występuje cypel, na którym znajduje się ośrodek rekreacyjny „Relax”. Tam też występuje piaszczysta plaża, na której najczęściej łowimy. Podstawową sprawą jest tu wysondowanie dna, ponieważ korzenie, o których pisałem powyżej, występują tutaj w dużej ilości. Kiedyś miałem okazję zaobserwować, jak wygląda dno w czasie, gdy woda została spuszczona. Na odległości około 120 metrów rozpoczyna się pas głęboko osadzonych korzeni. Wywożenie zestawu dalej nie ma najmniejszego sensu, ponieważ grozi to zerwaniem zestawu przy zwijaniu, nie mówiąc już o wyciągnięciu stamtąd ryby. Jeśli jednak przyłożymy się do zbadania dna, efekty potrafią zadziwić. Zestawy kładę około 10 metrów od zaczepów, dający rybie miejsce na odjazd, na głębokości około 2-2,5 metra. Drugim najczęściej odwiedzanym przez nas miejscem są tak zwane „łąki”...
Więcej o zbiorniku Turawa możecie się dowiedzieć kupując najnowszy numer „Karp Maxa”.