Wędkarstwem interesuję się od najmłodszych lat. W miarę możliwości wolny czas lubię spędzać nad wodą z „kijem w ręku”. Rok 2010 miał być dla mnie przełomowy, ponieważ pod koniec zeszłego roku podjąłem decyzję , że zostanę karpiarzem . Okres jesienno - zimowy to przeglądanie ofert sprzętowych, wyszukiwanie łowisk w okolicy, czytanie artykułów na temat połowu „królewskich ryb”, oraz wielokrotne oglądanie filmów z cyklu „Na karpie” (proszę o kolejne części). Przyszła wczesna wiosna i czas zakupu sprzętu . Na ten rok zaplanowałem kupno wędek, kołowrotków, sygnalizatorów oraz innych niezbędnych akcesoriów, a w przyszłym roku zakup pontonu oraz namiotu. Po dokonaniu odpowiednich zakupów z niecierpliwością obserwowałem pogodę za oknem i czekałem na pierwsze oznaki ciepła, aby sprawdzić mój nowy sprzęt. Jako zawodowy menager postawiłem sobie również cel na ten sezon, złowić karpia powyżej 10 kg. Postanowiłem, że przed udaniem się na łowiska , gdzie będę łowił w sąsiedztwie bardziej doświadczonych karpiarzy, muszę zdobyć trochę doświadczenia i umiejętności sztuki karpiarstwa, takich jak dalekie, precyzyjne rzuty, nęcenie rakietą zanętową, badanie dna przy pomocy markera, czy też konstrukcją odpowiedniego zestawu końcowego lub sposobu nęcenia.
Moim „poligonem doświadczalnym” została żwirownia w Dzierżowie, ok. 10 km od Gorzowa Wlkp. Zbiornik ok. 6 ha z dużą populacją karasia (nawet do 3kg), karpia (od 4 do 15 kg - kilka sztuk tych dużych). Dno zbiornika lekko zarośnięte, twarde z głębokością na całej powierzchni od 2 do 2,5m. Łowiłem w tym akwenie w ubiegłym roku, głównie karasie i kilka karpi po 3 kg. W połowie kwietnia przyszedł czas na pierwszą zasiadkę. Znalazłem idealne miejsce do połowu karpi, w jednej z zatok akwenu. Wschodni brzeg był porośnięty mocno trzciną i nie było miejsca na łowienie z tej strony. 3 m za trzcinami znajdował się spadek do głębokości 2,5m, dno twarde, piaszczyste, a w odległości 8 m od trzciny roślinność i 2 m głębokości. Do zachodniego brzegu, z którego miałem łapać, odległość 80 m, do dorzucenia zestawem. Celem pierwszych zasiadek było zdobycie umiejętności, a złowiony karp miał być dla mnie nagrodą za wytrwałość. Na pierwszego karpia musiałem poczekać do 1 maja, złowiłem wtedy 2 szt. 4kg i 4,5 kg. W miesiącu maju złowiłem łącznie 7 karpi, głównie ok. 4 kg., w tym mój rekord życiowy o wadze 7,2 kg. Przekonany o swoim zdobytym już doświadczeniu, postanowiłem, że w czerwcu wybiorę się już na zbiorniki z większą populacją karpia. Pierwszy taki wypad miał nastąpić z 11/12 czerwca. Niestety, ale jak się później okazało stety, plany pokrzyżowała mi praca. Wróciłem do domu z o godzinie 17 i nie było już mowy o wyprawie na nowy, nieznany zbiornik. Podjąłem więc decyzję, że po raz ostatni wybiorę się na mój „poligon doświadczalny".
Na łowisko przybyłem o godzinie 20, nikogo poza mną nie było. Szybkie rozstawienie sprzętu przed zachodem słońca, oraz przygotowanie zanęty ( kukurydza i konopie gotowane, pelet rybny, kulki proteinowe oraz własny mix suchej zanęty, łącznie 10 kg.). Pogoda miała się tej nocy zmienić, po fali 30 stopniowych upałów miało przyjść lekkie ochłodzenie, ciśnienie lekko rosło, wiał wiatr północno - zachodni, który utrudnia rzucanie. O 22.30 łowisko miałem zanęcone, a zestawy w wodzie w wybranym miejscu ( 1 zestaw na 3 ziarna kukurydzy na włosie, 2 na kulkę) i przyszedł czas na otwarcie piwka (oczywiście bezalkoholowego). W tym roku nie miałem żadnych brań w nocy, dlatego o godzinie 1.00 poszedłem się przespać do mojej Skody. Sen nie trwał długo, bo po 15 minutach obudził mnie sygnał centralki Videotronica, który grał moją ulubioną, ciągłą melodię. Szybkie podbiegnięcie do wędek i zacięcie. Mały opór i hol jak „po sznurku”, wiedziałem już, że to karaś. Po 2 minutach był w podbieraku. Lekkie rozczarowanie, że nie dał mi pospać (1,5 kg , łowiłem już tu takie po 2,5kg ). Ponowne zarzucenie zestawów i donęcenie łowiska i 1.30 h z powrotem spać do Skody. I znów sobie pospałem! 2.00 h kolejny karaś, trochę większy. Niestety już później nie mogłem zasnąć i czekałem na brania karpi, które zawsze występowały tutaj od 6.00 do 13.00. I tym razem nie było inaczej. O godzinie 6.30 znów odezwała się centralka, zacięcie. Shimano Alivio wygięte w pół i duży opór. To było to na co czekałem !!! Niestety po 15 sekundach holu ryba się spiełą. Po wykrzyknięciu słowa na k….. i opadnięciu emocji, znów donęciłem łowisko i zarzuciłem zestawy. Wiedziałem już, że karp dziś żeruję i smakuje im moja „kuchnia”. Czekałem więc na kolejne branie.
Miśki kazały mi trochę na siebie zaczekać, bo około 10 h, kolejny odjazd, znów na kukurydzę, zacięcie , wędka wygięta w pół i wiedziałem, że tym razem będzie już mój. Po około 5 minutach ląduje w podbieraku śliczny karp o wadze 5,2 kg. Tradycyjnie już donęciłem łowisko i zarzuciłem zestawy, ale tym razem jeden z zestawów, który była na kulkę i nie było na niego żadnego brania, postanowiłem troszeczkę ulepszyć. Do kulki dołożyłem kawałek pianki i duże ziarno kukurydzy, sprawdziłem w wodzie jak się prezentuje mój „bałwanek” i posłałem zestaw w odpowiednie miejsce. Po godzinie ta zmiana przynęty przyniosła niesamowity efekt. Videotronic gra znów moją ulubioną melodię. Podbiegam do tripoda, chwytam za wędkę, zacinam i czuję potężny opór. Jakby zaczep, z tą różnicą, że zaczepy nie przemieszczają się w prawą stronę. W tym momencie wiedziałem, że mam coś wielkiego, rozpoczynam „pompowanie”, ryba daje się pomału przyciągać do brzegu. Po około 10 min. udaje mi się przyciągnąć ją do brzegu. Widząc moją walkę, jeden z sąsiadujących wędkarzy już czeka na miśka z podbierakiem. W odległości około 10 m od brzegu podciągam „zdobycz” pod lustro wody i sam nie wierzę oczom, co udało mi się zaciąć. Tradycyjnie pierwsza próba podebrania, kończy się odjazdem. Za drugim razem ląduje już w podbieraku piękny 15,5kg okaz. Potem wypięcie haczyka na macie i oczywiście sesja fotograficzna oraz ważenie okazu. Po zrobieniu kliku fotek, mój rekord życiowy, wraca z powrotem do swojego „królestwa” w doskonałej formie.
To był dla mnie niezwykły dzień. Po raz drugi w tym roku ustanowiłem swój rekord życiowy i wykonałem cel na ten sezon w 150%, a to dopiero początek. Dziś wiem, że podjęta decyzja o zostaniu karpiarzem, była strzałem w 10. A i jeszcze jedno, muszę przeprosić żwirownie w Dzierżowie za sformułowanie „poligon doświadczalny” i że miałem już tu nie przyjeżdżać. Wrócę tu na pewno, w końcu mój 15,5 kg misiek dalej tu pływa...