Propozycja wyjazdu na Nekielkę zapadła jeszcze w okresie kiedy większość z nas zmagała się z zimą. Piotr, główny strateg naszych karpiowych wojaży po raz kolejny wziął pod uwagę łowisko, które dwa lata wstecz niestety nie okazało się dla nas zbyt łaskawe. Przejmujący i zimny wschodni wiatr skutecznie uniemożliwił nam kontakt z karpiami, których zostało złowionych zaledwie kilka, pomimo iż nasza zasiadka trwała również okrągły tydzień.
Kiedy w sobotni wieczór 27-go kwietnia dotarliśmy nad Nekielkę znowu przywitał nas nieprzyjemny, chłodny wiatr, co sprawiło, że soczyście zakląłem, pytając Piotra czy przypadkiem nie ciąży na nas jakieś fatum nad tą wodą. Piotr uspokajał mnie, że wszystko jest pod kontrolą.
Ponieważ dzień zbliżał się ku końcowi czym prędzej postawiliśmy namioty i pompowaliśmy ponton, by jeszcze w miarę możliwości wywieźć zestawy. Chociaż na dokładniejsze sondowanie w tym dniu nie mogliśmy już liczyć z uwagi na zapadający zmrok.
Nastał kolejny dzień. Pierwszą godzinę poświęcamy na poszukiwaniu interesujących miejsc, zwłaszcza że obraliśmy stanowisko nr 35, które wydawało się całkiem ciekawe z uwagi na bliskość wyspy. Zestawy wywiezione, poranna kawa wypita, czas na delektowanie się pierwszą w tym roku zasiadką przy odpowiednim trunku.
Pierwsze brania zaczynają się w poniedziałek tuż przed północą , jednak karpie nie są duże, oscylują w granicach czterech do pięciu kilogramów. Co ciekawe brania występują tuż przed północą i trwają zazwyczaj około trzech godzin. Jednak Piotr łowi pierwszego karpia 11,5 kg i co ważne w godzinach popołudniowych, co daje nam nadzieję, że rybki się rozkręcają. Tymczasem ja łowię ….suma, nie jest duży waży 9,5 kg , ale widać że i jemu posmakowały nasze kulki.
Tego samego wieczoru Piotr łowi jeszcze karpia 8,5 kg, jednak tuż po północy na mojej lewej Delkim odgrywa swoją melodię i wystarczająco skutecznie podrywa mnie ze snu. Czuję, że ryba nie jest mała. Piotr już chwyta za podbierak czekając w gotowości i po skutecznym holu kiedy ryba jest już w podbieraku naszym oczom ukazuje się piękny lustrzeń. Ważymy go i niewiarygodne, ale jednak 17,7 kg okazuje się być moim nowym rekordem. Jestem cały w skowronkach.
Tymczasem u Piotra piękny wyjazd oznajmia nam, że nie dane będzie spać tej nocy i kolejny okazały karp ląduje na macie, waga pokazuje 15,8 kg. Jednak Nekielka obdarzyła nas tym czego nie dane nam było doświadczyć dwa lata wcześniej. Najlepsze miało dopiero nadejść.
Tymczasem wieści zaczęły szybko się rozchodzić i wiadomo było, że 35-ka łowi, niestety na innych stanowiskach nie jest tak dobrze, jedynie pojedyncze brania. Krzysio Caban na przeciwnym brzegu łowi również swoją ‘’życiówkę’’ o czym skutecznie nas informuje swoim okrzykiem radości. Zaczynają się regularne brania teraz również w dzień, co oznacza że ryby na dobre zasmakowały w naszych frykasach. Łowimy na Squid & Orange oraz Worm & Liwer firmy Quality Baits. Naszym czarnym koniem są również kulki, które sam zrolowałem tuż przed wyjazdem, o smaku czosnku 24mm, których wielkość bynajmniej nie przeszkadza karpiom, a wręcz przeciwnie - Piotr najczęściej je zakładał mając regularne brania.
Tutaj chciałbym w sposób szczególny podziękować koledze Pawłowi, który doskonale skomponował mix i niewątpliwie jest współautorem naszego sukcesu. Kolejne chwile przynoszą coraz to okazalsze ryby 13 kg i 14,2kg. Tymczasem do mnie znowu uśmiecha się szczęśliwy los dając mi karpia 18 kg. Dopiero w domu po dokładnej analizie zdjęć okazuje się być tą samą rybą, którą złowiłem wcześniej. Niesamowite ale prawdziwe, dwa razy ta sama ryba, widać wszystko może się zdarzyć.
Mija szósty dzień zasiadki, przed nami ostatnia doba. Kładziemy się wcześnie spać by wypocząć przed długim powrotem. Wcześnie rano kolejny wyjazd u Piotra i karpik ląduje na macie, ma 7 kg. Nie minęło pół godziny od wywiezienia zestawu i kolejny strzał, emocjonujący hol z pontonu, mamy pięknego karpia, którego waga wskazuje 16,1 kg . Ostatnią rybą jest piękna 18-ka, którą Piotr łowi tuż przed dziewiątą.
Reasumując, podczas niespełna tygodniowego pobytu złowionych zostało 293,5 kg ryb, 28 karpi. Pogoda nas nie rozpieszczała bo przez cały czas temperatura powietrza oscylowała w granicach od 9 do 14 stopni Celsjusza, co sprawiało że pomimo majówki musieliśmy się ciepło ubierać. Podczas powrotu doszliśmy do wniosku, że właśnie ta pogoda - może nieco dokuczliwa, ale sprawiła że odnieśliśmy sukces, bo gdyby było ciepło i słonecznie ryba przemieściła by się w inny rejon łowiska, na bardziej płytką wodę.
Pisząc te słowa napawam się myślą, że na pewno tam wrócimy, bowiem woda ta ma duży potencjał i to również nasz wspólny wniosek gdyż sukcesywnie wchodziły nam coraz to większe ryby. Trzeba też docenić niezwykle profesjonalne podejście właścicieli łowiska tj. Pana Marka, oraz Pana Przemka, bowiem ich codzienna wizyta na łowisku pokazała, że przywiązują oni dużą wagę do komfortu i bezpieczeństwa przebywających nad wodą.

Warto odnotować również wielkopolską gościnność o czym przekonaliśmy się kiedy poznaliśmy bardzo sympatycznego Pana Wiesia, który pomimo problemów zdrowotnych uraczył nas przepysznym ciastem. Pan Wiesiu również oddaje się pasji łowienia karpi o czym przekonaliśmy się słuchając jego opowieści, wierzę że kiedyś razem przyjdzie nam spotkać się nad wodą. Poznaliśmy naprawdę fajnych i życzliwych ludzi, jak chociażby wspomnianego już Krzysia Cabana, ale także Pawła z Gold Carp oraz Roberta z Black Label Baits, z którym spędziliśmy ostatnie chwile na Nekielce. Do zobaczenia, bo na pewno tam wrócimy. Szkoda tylko, że mój przyjaciel kończy sezon, bo wkrótce po raz drugi zostanie tatusiem z czego i ja się cieszę - więc dla niego obowiązki przede wszystkim, ale za to ja dopiero się rozkręcam.
.