Zaraz z początkiem czerwca tuż po pracowitych zawodach eliminacyjnych do WCC postanowiłem wreszcie rozpocząć sezon na połowy w rzece Odrze. Latem i jesienią bardzo lubię łowić w rzece ponieważ panuje nad jej brzegami większy spokój niż nad bardziej uczęszczanymi jeziorami czy gliniankami. Cały poprzedni rok nie miałem zbytnio czasu na połowy w Odrze zwłaszcza, że jak już coś chciałem zaplanować zaraz zaczynały się podwyższone stany wody, a wtedy o łowieniu w rzece można zapomnieć. W tym roku jednak postanowiłem nieco więcej uwagi poświęcić łowieniu właśnie w Odrze ponieważ dzikie i bardzo silne ryby są największą satysfakcją podczas zasiadek.
Z początkiem czerwca ruszyłem więc na poszukiwanie odpowiedniego, zupełnie innego odcinka rzeki niż łowiłem dotychczas. Wybrałem dość niedostępne brzegowo miejsce wręcz dziewicze, gdzie nikt wcześniej nie łowił o czym świadczyły wysokie trawy, pokrzywy i krzaki. Oczywiście nie to jest najważniejsze, ale zawsze staram się wybierać miejsca nie uczęszczane wcześniej przez wędkarzy, daje to gwarancję, że nie zajmiemy danej miejscówki innym stałym bywalcom. W wodzie znajdowały się nieliczne zaczepy w postaci dużych kamieni oraz nieduży krzak zwisający bezpośrednio nad lustro wody przy samym brzegu mojej klatki. Łowiłem w klatce, gdzie głębokość dochodziła do 4 metrów. Nęcenie rozpocząłem od wsypania 25kg kukurydzy, 5kg kulek o smaku muszli GLM, 5kg banana z serii alfa oraz zupełnie nowych kul, które od zawodów testujemy o smaku Arctic Krill w ilości 5kg. Wszystkie kulki miały średnice 20mm. Drugie i trzecie nęcenie miało miejsce w odstępie dwóch dni. Nęciłem 3 razy takimi samymi kulkami i tymi samymi ilościami. Następnie dwa dni przerwy i wreszcie ruszam na zasiadkę.
Pierwsza nocka nie przynosi ani jednego brania po tygodniowym nęceniu. Wcześnie rano kilka minut po 4 przerzucam zestawy i lekko donęcam 3kg kukurydzy i kilka garści kulek. Na Odrze musimy dość często przerzucać wędki ponieważ linek czepiają się wszelkie śmieci takie jak zgniła roślinność, gałęzie i liście. Idę dalej spać w oczekiwaniu na szybką pobudkę. O siódmej rano budzi mnie odjazd na prawej wędce. Po bardzo walecznej ucieczce wreszcie udaje się podebrać rybę, karp nie jest zbyt wielki, ale pierwszy lustrzeń ląduje w podbieraku. Dosłownie po 1,5 godziny mam kolejne branie i wyjmuje podobnej wielkości karpia na matę. Zaczyna się całkiem nieźle jak na rzeczne połowy jeszcze doby niema zasiadki, a już dwa karpie na macie.
Pełen nadziei na kolejne brania nie idę już spać a robię poranne śniadanie. Niestety do wieczora nic kompletnie się nie dzieje. Przed nocą donęcam łowisko 7kg kukurydzy i 2 kg kulek. Niestety mogę się w spokoju wyspać ani drugiej nocy ani także drugiego ranka brania się tak szybko skończyły jak pojawiły. Niema się jednak co zrażać to jest dzika rzeka, tu nie ma kompromisów, a karpie trzeba po prostu wysiedzieć i być przy tym bardzo cierpliwym.
Przed trzecią nocką nie wiem dlaczego, ale jakoś nie czuję brań. Być może dlatego, że od godzin popołudniowych ciągle leje, a wcześniej dwa dni miałem piękną słoneczną pogodę. Mimo wszystko ciśnienie ciągle rosło i tuż przed zapadnięciem zmroku deszcz padał już tylko przelotnie.
Mimo, że to czerwiec to poprzez chmury już o 21.30 zrobiło się zupełnie ciemno i właśnie o tej godzinie nastąpiło ostre branie. Karp po zacięciu ostro odjechał w kierunku nurtu na kilka metrów, a następnie wrócił do klatki i szedł wzdłuż brzegu tam, gdzie jest to bardzo niebezpieczne ponieważ brzegi rzeki są kamieniste i łatwo przetrzeć zestaw. Na szczęście mój końcowy zestaw był wyposażony w metrowy odcinek lead coru oraz kilkumetrowy odcinek grubej żyłki odpornej na wszelkiego rodzaju przetarcia. Taki zestaw najczęściej wystarcza, jednak musimy po każdym holu kontrolować stan linek bo kolejne przetarcie przy następnej rybie może kończyć zerwaniem zestawu.
Wracając jednak do holu, karp jest bardzo silny i strasznie kombinuje, ciężko podciągnąć go do brzegu. W dodatku podczas końcowej fazy holu muszę podbierać go bez rączki podbieraka, ponieważ wypadła metalowa tuleja trzymająca ramiona z siatką. Jak się okazuje nawet najwyższej jakości sprzęt po kilkunastu latach użytkowania może ulec awarii. Na szczęście mimo kłopotu udaje mi się podebrać rybę. Już wiem dlaczego miałem tyle problemów z jej podebraniem i długą walką. Był to piękny, dziki pełnołuski, które słyną ze waleczności. Pełnołuskie dzikusy są naprawdę wspaniałymi przeciwnikami podczas odrzańskich zasiadek. Karp jest piękny szeroki i bardzo gruby, kilkanaście kilogramów i największa ryba zasiadki już na macie.
Wrzucam karpia do worka lekko donęcam samymi kulkami w ilości dosłownie 30 sztuk i zabieram się za naprawę podbieraka. Na szczęście 5 minut później w polowych warunkach podbierak jest całkowicie gotowy, a ja już czekam na kolejne brania. Jak się okazuje karpie biorą w przerwach pomiędzy deszczem. Kiedy przestaje padać ja mam kolejne branie tuż przed północą. Ostra jazda i karp walczy w klatce a po chwili tym razem lustrzeń ląduje w podbieraku. Piękny lustrzeń trafia do podbieraka, a ja idę spać. W powietrzu czuć brania, ciągłe popiskiwania na wędkach są tego dokładnym przykładem. Ryba jest w łowisku i dobrze żeruje.
Kolejne branie następuje o 3 nad ranem. Ostry odjazd a ja wybiegam zaspany i zacinam rybę. Zaraz po zacięciu mam tak agresywny odjazd ze szpuli, że dla takich chwil uzmysławiam sobie dlaczego chcę łowić rzeczne karpie. Karp jedzie ostro ze szpuli, w czym pomaga mu nurt rzeki. Nie chcę myśleć o tym, żeby choć na chwilę się zatrzymać. Jego jazda nie ma końca, a z każdym szarpnięciem jeszcze przyspiesza, już w duchu sobie myślę, że nie miałem tu tak silnej ryby. Zastanawiam się czy wystarczy mi plecionki na szpuli, ale przecież spokojnie mam prawie 400 metrów, bo 200 to chyba bym miał się czego obawiać. Zaczynam powoli dokręcać szpulę i odzyskiwać wreszcie kolejne metry plecionki. Walka jest jednak bardzo zaciekła, po kilku podpompowaniach karp wyjeżdża z powrotem. Walka trwa już bardzo długo, dobre kilkadziesiąt minut, a ja czuje jak sam słabnę i przekładam wędkę z jednej ręki do drugiej. Wreszcie piękne podbieranie co jest znacznie trudniejsze w płynącej wodzie i w pojedynkę, niż na stałym zbiorniku. Karp już na macie jak się domyślałem dziki pełnołuski o wysmukłej posturze, typowy rzeczny, wysportowany karp. Do tego jest piękny i duży. Wkładam go do worka i znów czekam na kolejne strzały.
Rano robię piękne zdjęcia i wypuszczam ryby do rzeki. Została jeszcze jedna nocka zasiadki. Tym razem ostatniej nocy żerowanie znacznie słabnie jednak mimo wszystko udaje mi się ponownie złowić kolejnego pełnołuskiego karpia. Jest nieco mniejszy od swojego poprzednika, ale równie pięknie walczy i dostarcza sporo emocji. Ostatnie branie tego karpia było o 3 nad ranem.
Zasiadka dobiegła końca z wynikiem 3 największych karpi pełnołuskich oraz 3 lustrzeni. Zasiadkę uznaję za super udaną. Niestety dzień po mojej zasiadce przychodzi wysoka woda i muszę przerwać nęcenie. Teraz tylko czekam na niską wodę i zabieram się za kolejne odrzańskie dzikusy i mam nadzieję, że również będą dostarczać mi sporo emocji.