Kiedy na początku grudnia 2011 roku szykowałem swój sprzęt do zimowego przeglądu i konserwacji, a także myślałem o uzupełnieniu go i ewentualnych dodatków jakich będę potrzebował na następny sezon, w najskrytszych marzeniach nie sądziłem, że to jeszcze nie koniec karpiowej przygody tej....zimy. Nauczony doświadczeniem z zeszłego roku, kiedy o tej porze śnieżyce zablokowały miasta niemal w całych północnych stanach USA, gdzie wody rzek i jezior były skute potężnym lodem aż do późnego marca, nie przypuszczałem, że jak to mówią, zamoczę kija przed upragnioną wiosna. A tutaj taka niespodzianka...
Po kilku opadach śniegu w styczniu przyszła wręcz nieprawdopodobna zmiana pogody w lutym, można powiedzieć...lato w środku zimy. Bo trudno inaczej nazwać temperaturę 60 F (15,6 stopnia C – dop. red.) na początku lutego. Co niektórzy poszukiwacze sensacji i wizjonerzy szukali w tych anomaliach pogodowych końca świata, a ja postanowiłem poszukać zimowego karpia...
Korzystając z bardzo nietypowej zimy w tym roku postanowiłem sprawdzić czy karpie zaczęły już żerować. Pierwszego lutego wyskoczyłem na krótki rekonesans z wędka na pobliską rzekę Rariran River w moim stanie New Jersey. Tego dnia udało mi się złowić kilka małych karpi. Biorąc pod uwagę porę roku wynik był bardzo dobry. Od tego czasu jeździłem kilka razy w tygodniu na kilku godzinne łowienie. W ciągu paru dni lutego złowiłem kilkanaście karpi ponad 25 lb (11kg), w tym cztery trzydziesto funtowe okazy. Takie wyniki tylko pogłębiały chęć dalszego łowienia.
Siedemnastego lutego jak zawsze około 7:30 rano przyjechałem nad rzekę. Rozłożenie sprzętu, nęcenie i około godziny 8:30 wędki były w wodzie. Temperatura powietrza to około 45F(7C ), a wody 41F(5C), wiał lekki południowy wiatr. Zanęta i przynęta ta sama co na wcześniejszych sesjach. Łowisko donęcam łyżka kukurydzy i kulkami, a na włosie dwa ziarenka sztucznej kukurydzy enterprise tackle pop-up.
Po kilku ostatnich sesjach nad rzeką już byłem w stanie „czytać” ją i poznać miejsca gdzie mniej więcej większe okazy przesiadują. Więc i tym razem trzymałem się tego planu i łowiłem w tym samym miejscu. Pogoda tego dnia nie zachęcała do łowienia, było pochmurno z lekkimi opadami deszczu, ale po kilku chwilach pierwszy odjazd i mały karp zameldował się na macie. Po około dwóch godzinach zaświeciło słońce, które moim zdaniem o tej porze roku odgrywa decydującą rolę w intensywności żerowania karpia.
Nie myliłem się i zanotowałem kolejny odjazdy. Po serii mniejszych ryb, swinger lekko podnosi się do góry, żyłka wolno ale z tą samą prędkością wysnuwa się ze szpuli. Łapię wędkę i rozpoczynam kolejną walkę z karpiem. Jak za każdym razem ryba z tej rzeki murowała do dna, to tym razem jednak było inaczej. Mam uczucie jakbym ciągnął jakaś...gumę. Nawijam kilka metrów żyłki na szpulę i tyle samo powraca do wody. Wiedziałem, że to jest coś specjalnego, gdyż nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim doświadczeniem- ciągnąć dużego karpia. Po około 15 minutach ryba ląduje w podbieraku. Patrzę i od razu siadam, nie wierzę, łapię oddech i ponownie podchodzę do podbieraka z ryba w środku ciągle będąca w wodzie. Jest ogromna, wiem na pewno, że właśnie złowiłem swój rekord życiowy. Uśmiech na twarzy i jakieś dziwne dreszcze przechodzą przeze mnie. Czy ja śnię, czy to prawda? Jest środek zimy, a ja mam karpia w podbieraku, który z pewnością jest największym złapanym przeze mnie w życiu.
Ryba w drodze na matę wydaje się, że ma ponad 40lb.Włlaśnie sobie uświadamiam że...jestem sam na dzisiejszej sesji, kto zrobi mi zdjęcie? Jakoś sobie poradziłem z tym. Kilka zdjęć samowyzwalaczem i do ważenia. Moment, na który czekałem ale i zarazem jakoś dziwnie tego momentu się obawiałem. Ok., ważymy. Trzymając w ręku wagę wskazuje ponad...51lb. Nie no ja na pewno śnię, to nie może być możliwe. Przecieram oczy ze zdumienia wieszam wagę na drzewie i ponowne ważenie. Tym razem wyświetlił się magiczny numer 50lb 13oz (23kg). Moje największe marzenia właśnie się spełniły, mam mój rekord życiowy, karpia mojego życia!
Bardzo szczęśliwy wypuszczam karpia do wody. Melduje kolegom o swoim połowie, Ci uświadamiają mi, że właśnie wypuściłem rekord USA złowiony na wędkę. Siadam i z uśmiechem na twarzy tak siedzę na wiaderku z zanętą około 45 min...dzięki Ci Boże za tak wspaniałą pogodę i za tak wspaniałą rybę.
Dla takich chwil warto czekać wieczność. Każdemu z całego serca życzę przeżycia tak fantastycznych chwil jakie ja przeżyłem tego dnia 17 lutego 2012, a także chwil spędzonych na łowisku Raritan River tej zimy w wiosennej scenerii. Na zakończenie tak sobie pomyślałem, że amerykańskie wody kryją potężne okazy dzikich, pięknych, wielkich karpi i jakie wielkie szczęście mam ja jak i inni karpiarze w USA, że mamy szansę łowić te wspaniałe ryby z dzikich wód.
.