Kilka dni wcześniej przerwa w opadach pozwoliła mi realnie nad wodą zanęcić miejsce, które typowałem do obłowienia od dawna. Przygotowane zanęty i smakołyki ekspediowałem „u-botem” w jedno obrane miejsce nęcąc typowo punktowo przed zwalonym drzewem i podtopioną wysepką. W tym sezonie odstąpiłem od masowej stołówki, którą fundowałem w tym miejscu moim milusińskim. Woda tego wymagała, ale nęcenie niewielkimi ilościami i systematycznie miało przynieść dobry skutek. I przyniosło.
Planowałem łowić pięć dni, ale jak to z planami bywa nawrót złej, deszczowej (ulewnej) pogody zweryfikował to dość skutecznie. Nie ma bowiem mowy o pozostaniu na łowisku kiedy mocny deszcz zmienia grunt w pływającą masę błota. Musiałem zaczekać żeby zarówno wjechać na planowane miejsce, ale żeby także po zakończeniu łowienia udało się wrócić do domu. Przestawiłem wyjazd o dwa dni. Nie martwiłem się tym, bo wiedziałem, że miejscówka dostała odpowiednią ilość i jakość zanęty.
Wreszcie jestem, dotarłem i patrząc w niebo do ostatniego dnia miałem nadzieję, że deszcz nie wróci. Nie wrócił, choć czarne chmury krążyły nad zbiornikiem. Woda po ulewie podniosła się o ponad 50cm, więc drzewo zniknęło pod wodą, a punktem odniesienia do wywózki zestawów pozostały już tylko wystające krzaki na wysepce. Wycelowałem kije w wodę i spróbowałem się z hektarami zmąconej, śląskiej żwirowni.
Nagrodę za wytrwałość stanowiły ryby, a w zasadzie jedna, którą ostatniego dnia udało mi się wyholować. Skutecznym specyfikiem, tym zwycięskim „ciastkiem” okazał się tytułowy smak Explosiv Stickmix Boilie. To naprawdę niesamowity, słodki, miodowy rarytas. Stawiam na niego w tym sezonie – to ma być mój główny kiler. Nie dlatego że tak chcę, ale coś mi podpowiada, że się nie pomylę. Oprócz niego także Monster skłonił ryby do brań.
W czasie tego pobytu spod zwalonego drzewa zaliczyłem cztery brania. Dwa nocą i dwa późnym popołudniem. W trzech przypadkach ryby wygrały parkując skutecznie pod drzewem. Nie pokuszę się o ocenę jak były duże, ale były bardzo szybkie. Mając do dyspozycji dwa kije na każdy ustawiłem inny smak, a ryby chciały współpracować i to mnie cieszyło. W tej wodzie nierzadko trafiają się sumy, więc miałem nadzieję, że te smoki nie odstraszą zaproszonych cyprinusów. Być może pomyliłem się, bo jedno z nocnych brań okazało się tak mocne i agresywne, że przeciążenia nie wytrzymała linka główna, a nie należy do lipnej jakości żyłek. No cóż zrobiłem nowy zestaw i do wody.
Przekonałem się, że na tej wodzie skromne i punktowe nęcenie jest skuteczne i przynosi efekt. Dwa razy dziennie donęcałem dopalając liquidem, a same przynęty dodatkowo obtaczałem w powder dipie. Drugi dzień nie przyniósł brań. Być może ostatnie zaliczone było chwytem suma, który zamieszał w łowisku. Siedząc i patrząc w niebo czekałem słońca i kolejnych trafień. Każdą z podawanych przynęt wspomagałem Carptrack Aminopellets. Liczyłem na dalsze brania. Czas jednak płynął zbyt szybko i mój pobyt nad wodą pomału dobiegał końca. Ostatnia popołudniowa przewózka zestawów, dokładne ich postawienie i…. około godziny siedemnastej następuje branie.
Wręcz anemiczne, niepodobne do poprzednich. Swinger delikatnie opada, a następnie tylko podkleja się pod kij. Nie było na co czekać. Zapobiegam wyjazdowi pod pień i odciągam rybę w otwartą wodę. Podobnie jak poprzednio na tej odległości nie oceniam wagi, ale ryba skutecznie tnie wodę i prze w obranym kierunku. Kilka pociągnięć i kilka ponownych odjazdów. Bardzo chciałem, aby przy ostatnim braniu wygrać z rybą. Zwiększając szanse starałem się rybę holować mało agresywnie, ale nie zmniejszając napięcia ani o centymetr. Udało się. Pełnołuski przegrał. Wreszcie mata będzie potrzebna.
Nie była to może gigantyczna sztuka, ale śliczna. Dała mi radość i nadzieję na przyszłość. Warto było ponownie odwiedzić moją ulubioną wodę. Ona chyba jako jedyna w rejonie gdzie lubię łowić kryje w swojej otchłani okazowe sztuki karpia, amura i suma.
To w zasadzie wszystko, choć wypadałoby opisać może zestaw, ale po co. Każdy stara się wiązać swoje pewniaki indywidualnie i na nie łowić. Nadmienię tylko tyle, że zestaw jest naprawdę skuteczny, chwytny – wręcz niezawodny. W ostatnim czasie spopularyzował go jeden z moich znajomych, a ja postanowiłem także akurat ten model zastosować. Niebawem znowu jadę na ryby, znowu przed zasiadką dam zasmakować rybom w tym, co okazało się skuteczne i pozwoliło mi wygrać.