Po wakacyjnej przerwie w łowieniu chęć spędzenia choć kilku chwil nad wodą była coraz silniejsza, nie pozostało nic innego jak przygotować kilka kilogramów kulek i powoli myśleć o jesiennych karpiach. Przywykłem już do krótkich i spontanicznych zasiadek, nie inaczej było tym razem, do dyspozycji miałem tylko albo aż dwie doby. Po wielu przemyśleniach i rozmowie ze znajomym ostatecznie postanowiliśmy jechać na dość znane łowisko jakim jest Nekielka. Już podczas drogi zastanawiamy się nad zmianą stanowiska, znajomy mojego kompana, który kończył swoją zasiadkę, potwierdził, że ryba jest w płytszej i mniej uczęszczanej części zbiornika, długo bijemy się z myślami, ostatecznie zmieniamy miejsce, postanawiamy łowić w ledwie metrowej wodzie. Jak się póżniej okaże była to bardzo dobra decyzja. Na pierwsze brania nie czekam długo, zaledwie po kilku godzinach łowię nie wielkiego amura, a po chwili doławiam piękną starą rybę o wadze 20,5kg. Jest świetnie, idealnie, wymarzony początek, mogę już nic nie złowić... Czego chcieć więcej? .......Po bardzo udanym dniu zbliżał się wieczór, jakby nie patrzeć teoretycznie bardzo dobra pora na brania. Na pierwszy odjazd musiałem poczekać nieco dłużej, przed 22:00 odzywa się lewa wędka, po krótkim holu nieco mniejszy karp melduje się na macie. Jeszcze nie zdążyłem na nowo zmontować zestawu z pva gdy bardzo niemrawo odzywa się prawy sygnalizator, podnoszę wędke i wtedy następuje mocny odjazd, ryba jest bardzo silna, po nieco dłuższym i emocjonującym holu piękny karp wypełnia matę, szybkie ważenie, tym razem równe 19kg, jest pięknie, wspaniale, kolejna ryba, której nie wiele brakuje do +20kg i to zaledwie w ciągu kilkunastu godzin. Dalsza część nocy na moich zestawach mija spokojnie, za to Piotr ma pełne ręce roboty, ja dzielnie mu towarzyszę, dopiero nad ranem łapiemy kilka godzin snu. Na kolejne brania czekam do około 9:00, łowię wtedy dwie średniej wielkości ryby, chwilę po 10:00 sygnalizator delikatnie popiskuje, dość niemrawe, amurowe branie na lewym kiju, swinger bardzo dostojnie wędruje do góry, mam przeczucie, że może będzie większa ryba. Nie myle się, po kilkunastu minutach walki naszym oczom ukazuje się piękny grubasek, szybkie ważenie, równe 18,5kg we wspaniałym wydaniu... Każda godzina mijała nie ubłaganie szybko, wyjazd dobiegał końca, w perspektywie czekało mnie poranne pakowanie i powrót do rzeczywistości. Gdy opadły emocje po nocnych holach przyszedł czas na odpoczynek oraz snucie planów na jesienne wyprawy. Ryby nie były już tak aktywne jak w pierwszej dobie, chwila wytchnienia była bardzo cenna. Po lekkim zastoju kilka niemrawych ruchów swingera wystarczyło aby poczuć kolejną piękną rybę na kiju, tym razem waga pokazała 21,8kg... Mijały kolejne godziny, zbliżał się wieczór, noc i poranek, które dały tylko jedno branie. Tak zakończyła się kolejna wspaniała przygoda, która pozostanie w mojej pamięci na długie lata. Wróciłem prze szczęśliwy, co ciekawe nie zaliczyłem żadnej spinki, kulki które wcześniej zrolowałem na miksie Mivardi devil squid zdecydowanie zasmakowały rybom.

Piona i do zobaczenia nad wodą