Zima dłużyła mi się w tym roku wyjątkowo. Dodatkowo, dużo zajęć spowodowało brak czasu na ryby. W sieci aż wrzało: tu łowią, tam łowią. A Ja? Siedzę w domu.
W drodze do pracy dostaję telefon od kolegi Tomka. Jest miejsce na towarzyskie zawody organizowane przez fantastycznych ludzi z OGK na łowisku RUDY. Co robimy? Moja odpowiedź jest szybka - JEDZIEMY!
Termin zawodów to 14.04 -17.04, zostało jeszcze półtora miesiąca, a Ja najchętniej pojechałbym już w tym momencie. Wir pracy spowodował, że zanim się oglądnąłem zostały raptem trzy dni do zawodów. Pogoda była w kratkę - raz ciepło, raz zimno. Po głowie chodziły mi różne myśli… Płytka i duża woda, czy ryba będzie gryźć? Ale spływały informacje, że coś łowią i to praktycznie z całej wody. Zostało tylko obrać dobrą taktykę i w miarę dobrze wylosować stanowisko. Tym miał się zająć Tomek – Amorek.
Na miejsce dotarłem około 8:00. Obudziłem Tomka, który był lekko zaspany po nocnej integracji ;P Przywitałem się ze znajomymi. O 9:00 zaczęliśmy losowanie i oczywiście wypadło na naszą ekipę, jako pierwszą, która losuje. Tomek zamieszał, zamieszał i wyciągnął stanowisko nr 6. Do końca nie byliśmy pewni, czy to dobrze czy źle. Baliśmy się, że będzie ograniczać nas wyspa.
Po losowaniu wszyscy ruszyli gęsiego na stanowiska. Docieramy na miejsce 36 w oznakowaniu rudego. Błoto i padający deszcz nie nastrajały optymistycznie. Wysiadamy z aut i przed sobą mamy otwartą wodę, po prawej wyspa i w oddali wyspa. Wywalamy graty i jedziemy odstawić auta na parking. Szybkie robicie namiotu, parasoli i bierzemy się za kije. Na chwilę przestało siąpić.
Tomek decyduje się jednego kija położyć 80m od brzegu, drugiego nieco dalej. Ja natomiast jednym kijem lecę na jakieś 180m, a drugim na ponad 250m. Na haku wylądował KrillBerry dumbels 14mm podwieszony 5 cm nad dnem. Drugi kij to KillKrill 15mm + pop up white 10mm.
Wyciągam łódkę z wody by zmienić akumulatory i słyszę pierwsze „piiiii”. Odwracam się i myślę: „zestaw 10min w wodzie, niemożliwe” i w tej samej sekundzie hanger cygneta opada w dół. Szybka reakcja i siedzi J Po niedługim holu ląduje pierwszy karp o wadze 13,05 kg.
Godzinę później mam powtórkę, tym razem zamiast delikatnego brania jest rolada. Podbiegam do cygneta, podnoszę kija i czuję, że siedzi. Szybki hol i mam drugie 13.550 szczęścia na maci. Druga ryba na KrillBerrego. Czyżby strzał w 10?
Wywózkę na tę samą odległość ułatwia mi znacznik na szpuli, więc kierunek brzoza po drugiej stronie łowiska i przed siebie. Znowu zaczęło padać i zrobiło się nieprzyjemnie. Wskakuję do namiotu, by ubrać troszkę cieplejsze ubrania i, na drugim kiju następuje odjazd. Wyskakuję tylko w odzieży termicznej, w której robi mi się od razu zimno. Tym razem KillKrill + pop up. Łapię za kija i czuję potężny opór. Ryba odjeżdża na hamulcu, a ja nie jestem w stanie nic zrobić. Po chwili muruje, a ja zaczynam trząść się z zimna. Udaje mi się ruszyć rybę, a ta zmienia kierunek i spina się. Pierwszy dzień dobiega końca, a ja pakuje się w ciepły śpiwór.
Jak się okazuje nie na długo, bo około 23 mam delikatne branie. Szybki desant z namiotu bez latarki. Podnoszę wędkę i czuję fajny opór, szacuję rybę powyżej 15kg. Niestety przy brzegu, zamiast karpia, pojawia się wąsaty kolega, który waży około 10kg i ma ponad metr długości - smakosz owoców leśnych. Nie o to chodziło… Ponownie wywózka kija i wracam do śpiwora.
Drugi dzień do południa mija bez brań. Około 14 udaje mi się złowić trzeciego karpia, waga nie przekracza 10kg i dosłownie 10 minut później doławiam kolejnego w tym samym przedziale wagowym.
Przypon, który zastosowałem sprawdza się w 100%.
Pora zjeść obiad i chwilę odsapnąć z piwkiem w ręku. Pogoda nie rozpieszcza - deszcz na zmianę ze słońcem i chodnym wiatrem.
Noc i poranek mijają spokojnie. Zestawy przewiezione, więc trzeba czekać. Po wcześniejszych obserwacjach na drugim kiju ląduje KillKrill Dumbels 14mm podwieszony 5 cm nad dnem. Ryby nie mają ochoty zbierać tonących kulek.
Po godzinie 17:00 bardzo daleko od brzegu widzę spław karpia, wyskakiwał trzykrotnie. Mówię do Tomka, że wywozimy tam zestaw. Pytanie, co na hak? Tomek zakłada Angry Plum w postaci dumbelsa, pakujemy wszystko do łódki i przed siebie, ile fabryka dała. Jesteśmy jakieś 380m od brzegu, kładę zestaw i robię nawrotkę łódką, Tomek podpina swinngera, zaznacza na żyłce odległość, odwraca się plecami do kija a tu „piiii” - cięcie i siedzi. Po emocjonującym holu Tomek doławia 17,500. Nie mija 15 minut i na mojej wędce z KillKrill następuje branie. Energiczny hol i kolejne 13.350 ląduje na macie.
Dzień dobiega końca, a Ja się zastanawiam, co przyniesie ostatnia noc na zawodach, zwana „nocą cudów”, gdyż ryby troszkę zaczęły współpracować.
Chwilę przed 5 rano ze śpiwora wyrywa mnie dźwięk centralki. Ponownie KillKrill na haku Gladiator L.S. ATS - Carp' R' Us w rozmiarze 4 zapina karpia w przedziale 10 kg.
To już ostatnia ryba, którą udaje mi się dołowić. Szybkie śniadanie i zaczynamy powolne pakowanie. Już wiem, zakończyliśmy ten wyjazd na 4 miejscu. Dodatkowo wygraliśmy sektor i mamy najmniejszą rybę zawodów o wadze 8,8kg.
Z pozdrowieniami
Tomasz Kocjan Carp-World Team