Był Maj On rzekł: Ach daj mi daj, i co było dalej wiesz? Zaszedł księżyc Ona też
Część druga
Gosławice jest łowiskiem, które zawsze może zaskoczyć. Wiele osób myśli, że jadąc na taki akwen, wystarczy rzucić kije i od razu złowi się karpie 20+. Są przypadki, że taki rzut rozpaczy przeniesie dużą rybę, ale to tylko łut szczęścia. Ma się to nijak do pełnej analizy łowiska i zachowania podwodnych mieszkańców.
Po wyjeździe Tobiasza postanowiłem odwiedzić wędkarzy na innych stanowiskach. Informacje nie były optymistyczne. Koledzy nie mieli kontaktu z rybą od dwóch dni. Dziwili się, że my holowaliśmy kolejne zdobycze. Szczególnie, że oni łowią tam od wielu lat i znają akwen, jak mało kto. Po kilku godzinach oględzin innych stanowisk postanawiam wypłynąć na wodę i poszukać jednej nowej miejscówki. Dwa zestawy zostają w starej lokalizacji. Łowiłem stamtąd ryby i w końcu one tam wrócą. Pole manewru było bardzo duże, ponieważ sąsiedzi z naprzeciwka przenieśli się na inne stanowisko.
Wytypowałem nowe pole boju pośród gęstej podwodnej roślinności.
Po nocy miałem stamtąd kilka mniejszych ryb, wiec postanowiłem zmienić kaliber przynęty. Do wody powędrowały 2x21mm Devil Krill Pop Up . Kulki o bardzo dużej wyporności wymusiły montaż sporego obciążenia na przyponie. Zestaw uniesiony 10cm nad dnem miał odstraszyć mniejsze pokolenie Gosławic. Zanęta pozostała niezmienna. Kulki KillKrill wymieszane z grubym pelletem wiodły prym podczas tej zasiadki. Skoro były skuteczne, to dlaczego miałbym je zmieniać. Już Kazimierz Górski mówił, że zwycięskiego składu się nie zmienia.
Na rezultat nie trzeba było długo czekać. Po kilku godzinach od zmiany przynęty mam branie. Ryba prawie zabrała wędkę z Multipoda . Przykręcony hamulec oraz prowadzenie żyłki pod dużym kontem niemal skończyło się szukaniem kija w wodzie. Standardem jest odplątywanie zieleniny podczas holu. Zgodnie z planem pełnołuska torpeda czekała w zaroślach. Udało się przebić przez te mniejsze, waga już słuszna 18,4kg
Do sobotniego poranka mam 20 brań. W tym zestawieniu większość karpi 12-14kg, 3 liny i cztery przegrane pojedynki. Tak to jest, kiedy ma się brania jednocześnie na 3 kijach. Ryby były bardzo chimeryczne. Nie było już klasycznych odjazdów, tylko pojedyncze podciągnięcia hangera. Często podczas wieczornej wywózki okazywało się, że na końcu żyłki czeka cyprinus, który po braniu zaparkował w zielsku i spokojnie czekał na rozwój wydarzeń a ja nie miałem nawet najmniejszej sygnalizacji brania. Tak się zdarza, kiedy łowi się na dużych odległościach w mocno zarośniętym akwenie. Szczególnie, że podczas całej zasiadki wiatr obracał się kilkanaście razy a wraz z nim przesuwała się podwodna roślinność, skutecznie unieruchamiając linkę główną.
Ospałość ryb zmieniła się w sobotę przed południem. W powietrzu czuć było zmianę pogody. Temperatura spadła do 18°C, wiatr znowu się obrócił. W oddali słychać było nadchodzącą burzę.
Taka aura sprawia tu intensywne żerowania ryb. Z doświadczenia wiem, że w burzową pogodę lubią sobie podjeść pełnołuskie miśki.
Tak też było tym razem. Od południa zaczęły się regularne brania. Do wieczora na macie zagościły 3 ryby 15+ i jedna 17,5kg. Ja przypłaciłem to 2-krotną zmianą wdzianka. W czasie płynięcia z zestawem dopadła mnie nawałnica. Wiatr był na tyle silny, że silnik 45lbs nie dawał rady i musiałem go wspomagać wiosłami. Dopiero wspólnymi siłami udało się dotrzeć do brzegu. W czasie burz brania na wszystkich wędkach. Mam zasadę, że gdy biją pioruny nie ruszam kiji. Znam wiele przypadków, że takie przypadki kończyły się tragicznie, więc wola rywalizacji przegrywa ze zdrowym rozsądkiem.
Po burzy powietrze zrobiło się rześkie, można było odczuć świeżość nawet w przyrodzie.
Udało się nawet przekąsić małe, co nie co. Jednak, cały czas musiałem bacznie obserwować szczytówki wędek. Wiele razy drgania szczytówek były jedyną sygnalizacją brań.
Do godziny 1 w nocy łowię 15 ryb, 3 uwalniają się. Od godziny 1 do 5 kije pozostają na brzegu. Trzeba się trochę zregenerować. Nad ranem uruchamiam ponownie tylko 2 kije. Uzbrajam w niezawodny kiler KillKrill i powoli myślę o żmudnym pakowaniu i czekającej mnie podróży służbowej. Skupione myśli zostają rozwiane o godzinie 6. Pojedyncze piknięcia. Szczytówka zaczyna się przeginać w kierunku lustra wody. Podbierak jest gotowy na łodzi, więc wypływam na spotkanie z przeciwnikiem. Oczywiście roślinność wydłuża czas do próby sił na otwartej wodzie. Pogoda podobna do wczorajszej. Temperatura poniżej 10°C, więc cieplutki komplet Trakkera Elite Two Piece Undersuit spełnia swoje zadanie. Pomimo anemicznego brania ryba pokazała swoje możliwości. Przeciągnęła mnie ponad 50m od markera. Widziałem, że jest to pełnołuska torpeda. Bardzo silna i zwrotna. Po dobrych 20 minutach w końcu wychodzi na powierzchnię i za pierwszym razem przeciągam ją do podbieraka. W siatce znowu zrywy i próby nurkowania, ale nie tym razem. Na brzegu okazało się, że nie tylko podłużna budowa ciała, ale i masa pozwalały cyprinusowi na takie harce. W tym momencie uśmiech zadowolenia zagościł na mojej twarzy. Trzecia ryba 20+ przywitała mnie w dniu wyjazdu i to jeszcze pełnołuska. Tą rybę dedykuję Tobiaszowi. Pomimo, że ma na koncie kilka ryb 20+, zawsze marzy o pięknie ułuszczonym okazie.
Do wyjazdu zostało jeszcze kilka godzin, więc po raz kolejny wywiozłem zestaw. Po powrocie zaczął się mozolny i nielubiany proces pakowania sprzętu.
Zawsze ta czynność zajmuje mi sporo czasu. Tym razem aura przyspieszyła moje ruchy. W ciągu 2h zdążyłem zwinąć namiot i wszystko, co mogło zamoknąć. Zostały tylko 2 kije, które regularnie doławiają kolejne karpie.
Gdy wybija godzina 10 na placu boju pozostała już tylko 1 wędka,
Postanowiłem ją zwinąć do brzegu. Niestety nie dało się, pewnie zaczep. Wypływając na wodę z przekory cofnąłem się po podbierak. Wiele razy miałem tu dziwne sytuacje, więc ostrożności nigdy za wiele. Jakież było moje zdziwienie, kiedy płynąc w kierunku markera zauważyłem odbicie żyłki w prawą stronę. Przekonany byłem, że to spływająca roślinność zmieniła kąt położenia linki. Po 40 metrach, po raz kolejny okazało się, że mam rybę, która nawet nie raczyła poinformować o terminie spotkania. Widocznie mieszkańcy Gosławic chcieli mnie godnie pożegnać i wytypowały do tego kolejną rybę 15,8kg.
Podsumowując. Przez całą zasiadkę udało się wyholować 65 karpi, 4 liny, 10 ryb wygrało rywalizację lub miałem tzw. puste branie.
Ilość brań z pewnością byłaby większa, jednakże w wyniku braku snu i sporego przemęczenia każdej nocy, licząc od czwartku, po braniu nie wywoziłem już zestawu. Świeże przynęty serwowałem codziennie od 5 rano. Takie rozwiązanie dało mi chwilę wytchnienia. Wiem, że może to dziwnie brzmieć. Jedziesz na takie łowisko i nie łowisz? Tak właśnie jest. Po kilku dniach na łowisku i blisko 70 holach bolały mnie ręce, nogi i plecy. W dniu wyjazdy z łowiska musiałem jechać jeszcze 900 km w podróż służbową. Nawet sobie nie wyobrażałem jak ciężko jest zmieniać biegi z obolałym od holi nadgarstkiem. Pomimo wszystkich trudności jestem bardzo zadowolony z wyjazdu i oczywiście kompana. Udało się właściwie dobrać taktykę i przynęty. Nadal jestem przekonany, że poprawnie wytypowana miejscówka w końcu pozwoli zmierzyć się z mieszkańcami łowiska. Próby selektywnego łowienia zdały połowiczny sukces. Udało się złowić 3 ryby 20+, w tym moja nową życiówkę 25.2kg. Kill Krill znowu mnie nie zawiódł i po raz kolejny znalazłem to coś, co mistrz z Kolina dokłada do swoich kulek. Ten mały szkopuł, który wabi ryby i pozwala się cieszyć naszym hobby pełną krasą.
Po pierwszych dniach grubego nęcenia zmieniłem podejście i zacząłem serwować mniejsze ilości pokarmu. Podczas tej zasiadki zupełnie wyeliminowałem nasiona. Na początku stosowałem spore ilości kulek oraz pelletu. Po trzech dniach serwowałem tylko kulki oraz niewielką ilość grubego pelletu. W porównaniu z poprzednimi latami miałem dużo mniej brań, ale za to było więcej dużych cyprinusów. Takie rozwiązanie jak najbardziej mnie zadowalało. Po raz kolejny można było zaobserwować, że rodzaj przynęty robi tu różnicę. Przez ostatnie 2 lata stosowałem kulki, które powinny odstraszać drobnicę. Tym razem nie zabrałem kulek Extazy (skleroza) i po raz pierwszy złowiłem 3 liny. Jest to nauczka na przyszłość, że takie specyfiki należy wyciągnąć z zamrażalnika przed wyjazdem nad wodę.
Samotnie spędzonych kilka dni także dały mi się we znaki. Samotne wykonywanie zdjęć nie należy do prostych prac. Szczególnie jak podczas sesji masz kolejne branie.
Z karpiowymi Pozdrowieniami
Przemysław Badyniak
Carp-World Team