Po przybyciu na miejsce od razu zabrałem się za rozbicie obozowiska, a następnie przyszedł czas na „uzbrojenie” wędzisk i wywiezienie zestawów. Etap sondowania mam już dawno za sobą. Wiele razy wcześniej przy okazji spinningowania przepłynąłem całe jezioro z echosondą i kamerą podwodną, w związku z czym struktura dna jest mi znana doskonale.
Podwodna górka, która znajduje się na wprost mojego stanowiska to doskonałe miejsce bytowania wszystkich ryb. Ostre spady, roślinność i kamienie sprawiają, że każdy, kto zlokalizuje to miejsce czuje się jakby trafił w przysłowiową dziesiątkę. Swoje zestawy umieszczam właśnie w tym rejonie. Jeden zaraz na spadzie, a drugi na samym skraju górki. Zasypuję dwa wytypowane miejsca kulkami Extasy , orzechem tygrysim oraz kulkami wykonanymi własnoręcznie na bazie mixu Enzym Fish z dodatkiem Liquid Aktivator , Liver Liquid Extrakt oraz Mega Spice . Na włos zakładam duże kulki 24 mm o smaku Extasy, które podbijam popkiem 18 mm w tym samym smaku, a na drugim zestawie popkiem 18 mm o smaku Kill Krill .
Zestawy wywiezione, obóz rozbity, więc można delektować się chwilą. Piękno krajobrazu, który otacza Jezioro Leśne jest nie do opisania, a szczerze powiem Wam, że kocham to miejsce…
Tradycyjnie już w bukowym lesie, który jest tuż za plecami zbieram dorodne prawdziwki. Jajecznica z dodatkiem tych grzybów oraz cebulki smakuje rewelacyjnie. Nie wyobrażam sobie, abym na śniadanie mógł zjeść coś innego.
Pierwsze dwie nocki mijają bez brania. Mimo wszystko widać, że ryba jest aktywna, gdyż, co jakiś czas na sygnalizatorach pojawiają się delikatne „popikiwania” co jest według mnie dobrym znakiem. Nie mylę się i trzeciego dnia podczas jedzenia śniadania następuje mocne branie. Zaraz po zacięciu wskakuję w ponton i płynę po karpia. Hol jest bardzo emocjonujący, jak to bywa z rybami z takich jezior. Kłute rzadko albo wcale, dają nam karpiarzom mocno popalić, ale przecież o to w tym wszystkim chodzi. Mija dobrych kilka minut zanim podbieram karpia. Na mej twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Po dwóch godzinach po raz kolejny ten sam sygnalizator wyje w niebogłosy. Sytuacja znowu jest podobna. Wskakuję w ponton i holuje rybę na otwartej wodzie. Karp jest jeszcze bardziej waleczny od swojego poprzednika. Zamiast kapitulować robi coraz mocniejsze odjazdy, ale w końcu wymęczony trafia do podbieraka. Jestem trochę zdziwiony, gdyż widzę, że ryba nie jest dużych rozmiarów. Waga wskazuje lekko ponad 9 kg. Jednak śmiało mogę przyznać, że była to taka klasyczna piłkarska dziewiątka, czyli silny i waleczny „napastnik”.
Niestety, w następnych dniach nadchodzi wyżowy front. Ciśnienie idzie mocno do góry, wiatr obraca się na wschodni, a słupek rtęci pokazuje 30 stopni Celsjusza. Pogoda jest typowo piknikowa, ale na pewno nie karpiowa. Jednak poranki w takiej scenerii są piękne nawet bez brania…
Pozostało czekać na załamanie pogody, a to nadchodzi po trzech dniach bez żadnego brania. Nad jeziorem zbierają się ołowiane, ciemne chmury, które zwiastują intensywne opady i burze. Na to właśnie czekałem…
Kiedy późnym wieczorem burzowy front odchodzi, wywożę na nowo swoje zestawy i zanęcam miejscówki. W powietrzu „czuć brania”. Jednak przez noc łowię tylko cztery duże leszcze, ale w końcu nie po takie ryby tutaj przyjechałem. Z rana trochę zniesmaczony szykuję sobie śniadanie i parzę kawę, którą popijam dość długo w międzyczasie patrząc cały czas na wodę. Kiedy kubek z kawą chcę przechylić już ostatni raz, swinger przykleja się do kija, wolny bieg szpuli oddaje plecionkę, a sygnalizator wyje bez opamiętania. Po chwili siedząc w pontonie walczę z karpiem na otwartej wodzie. Ryba jest niesamowicie silna i robi ze mną, co chce. Wędka wygięta jest w pałąk, a szczytówka przy każdym mocniejszym zrywie zanurza się w wodzie. Po około piętnastu minutach walki pierwszy raz widzę grzbiet karpia i już wiem, że jest naprawdę wielki. Długo się nie napatrzyłem i ryba ponownie robi mocny odjazd ginąc w otchłani jeziora. Hol trwa już naprawdę bardzo długo, nogi i ręce zaczynają drżeć, a w ustach pojawia się suchość. W końcu ryba jakby zaczynała słabnąć i pojawia się przy powierzchni, a mi sprawnym ruchem udaje się umieścić ją w podbieraku. W moich oczach pojawiają się łzy, a w środku jestem niesamowicie szczęśliwy. W końcu złowiłem jednego z tych karpi, po które tutaj przyjeżdżam. Ponad 19 kilogramów szczęścia(dokładnie 19,2 kg) co jest aktualnie rekordem jeziora Leśnego.
Do końca zasiadki nie mam już żadnego brania i w końcu nadeszła pora, żeby zacząć zwijać wszystkie klamoty. Zanim wydostaję się z miejsca biwakowania, mija kilka godzin. Przed wyjazdem, kiedy wszystko mam już spakowane staję nad brzegiem jeziora i patrzę na wodę. Dziękuję, że mogłem przeżyć tutaj wspaniały tydzień. Tydzień, w którym wiele się wydarzyło. Mogłem, choć przez chwile być cząstką tego pięknego krajobrazu, bytować tutaj wspólnie z dzikimi zwierzętami, które nie raz podchodziły bardzo blisko. Mogłem tu być, zresetować się i zapomnieć o szarości dnia codziennego. Jedyne, co musiałem przez ten tydzień to łowić karpie i porozmawiać z żoną czy u niej i naszego synka wszystko jest w porządku. Takiego urlopu życzę wszystkim kolegom po kiju…
Z karpiowymi pozdrowieniami
Słowik
Carp-World Team