"Z węgierskiej przygody na pobliską żwirownię"
Jak wiemy życie jest przewrotne jak w kalejdoskopie i w najmniej oczekiwanym momencie może wywrócić wszystkie plany o 180 stopni. Na Nasze nieszczęście a może jednak szczęście wszystko potoczyło się dobrze i plany, które powstały w przeciągu kilku godzin okazały się strzałem w przysłowiową 10 a o co dokładnie chodzi to już Wam opowiadam.
Dawno dawno temu wraz z Adamem w przerwie zimowej planowaliśmy nadchodzący sezon 2020 i wpadliśmy na pomysł, że raz w roku będziemy odwiedzać zagraniczne wody co obu nam się bardzo spodobało. Po krótkich poszukiwaniach postanowiliśmy, że udamy się na jedną z węgierskich żwirowni Szucsi Volgy To znajdującą się 600km od Naszego miejsca zamieszkania. Dzięki stronie Arka Kraszewskiego www.bookingfish.eu zrobiliśmy rezerwację w terminie 22-29.08.2020r. Czas jak to czas leciał bardzo szybko i w oka mgnieniu był sierpień i bardzo mało czasu zostało do uprgnionego wyjazdu. Po drodze każdy wie co wydarzyło się na świecie i z jakim problemem walczy każde z państw. Wydawało się, że to nie popsuje Naszych planów jednak byliśmy w błędzie. Ryzyko kwarantanny, problemy zdrowotne w jednej z Naszych rodzin sprawiły, że dzień przed wyjazdem musieliśmy zrezygnować z wyprawy... Liczyliśmy się z tym, że Nasze marzenie, pieniądze za wodę, winiety etc. przepadną ale nie mogliśmy wygrać tej nierównej walki co spowodowało zmianę Naszych dotychczasowych planów.
W jednej chwili musieliśmy zrezygnować z Naszego marzenia i zastąpić je chociaż w ułamku czymś innym. Wybór był szybki "jedziemy na Strefe Ciszy w Spalonej". Minęły 2 tygodnie od Naszej decyzji i przyszedł czas na pierwszą zasiadkę po długiej letniej przerwie. Dzięki szykowaniu się na węgierski wyjazd mieliśmy już wszystko gotowe więc przygotowania nie trwały długo. W niedzielę rano po krótkiej rozmowie ruszyliśmy na pobliską żwirownię w poszukiwaniu przygód i przełamać smutek po rezygnacji z wyprawy na Węgry. Będąc na miejscu przed południem jak mamy w zwyczaju rzuciliśmy monetą, który z Nas będzie pierwszy wybierał stronę łowiska. Wybraliśmy stanowisko 9 kierując się jego urozmaiconym dnem. Stanowisko to jest świetnym wyborem ponieważ głębokości wahają się tam od 1m do 8m więc zmieniająca się pogoda pozwala bardzo szybko zareagować i być przygotowanym na wszystko. Po cichu liczyłem, że wylosuję prawą stronę, która jest głębsza jednak na moje szczęście(o którym na początku nie wiedziałem) wylosowałem lewą stronę i jak później się okazało było to idealne losowanie. Mieliśmy kilka dni łowienia przed sobą więc nie spieszyliśmy się z obozowiskiem a dużo czasu poświęciliśmy na dokładne sondowanie dna. Skupiliśmy się na odnalezieniu miejscówek z delikatnym namułkiem bądź gliną gdzie karp pobiera naturalny pokarm taki jak np. ochotka, której w tym zbiorniku jest bardzo obfita ilość. Mieliśmy 6 kiji do użytku więc postawiliśmy na różne głębokości aby zlokalizować na jakich głębokościach karpie pobierają swój pokarm. Taktyka, przynęty etc. były już przygotowane w głowie na kilka dni przed zasiadką więc do wiaderek powędrowały małe ilości kulek, pelletu, orzechów tygrysich a to wszystko zalewane liqudem. Od kilku dłuższych lat łowimy na przynęty firmy Profess Fishing więc mamy już swoje ulubione smaki/zapachy. Postanowiłem, że spróbuję postawić jednego kija na mojego "pewniaczka" jakim jest świeża kałamarnica a dla smaczku dodałem na włos orzecha tygrysiego zalanego w squidzie od firmy Carp Old School. Na drugi zestaw powędrowało trochę słodkości czyli pomarańcza&czekolada a na trzeci zestaw pomyślałem, że połącze te słodkie zapachy z mniej przyjemnymi dla nosa i zrobię mix smakowy z nadzieją, że to zainteresuje karpie ze Spalonej. Moje zestawy znajdowały się od 3-6m, jednak pierwsza nocka przyniosła tylko leszcza i karasia co trochę mnie martwiło ale Adam ciągle powtarzał, że będzie dobrze więc nie poddawaliśmy się. Pierwsze porządne branie było już drugiego dnia przed zachodem słońca. Mój kij znajdujący się na ok 5m. odezwał się i na drugim końcu żyłki znajdował się piękny prawie 16kg karp. Wiatr wiejący bez zmian z zachodu zaczął kierować karpie w Naszą stronę i zaczęło się realizować Nasze karpiowe marzenie. Od tej pory karpie odwiedzały Nasze zestawy od świtu do świtu więc nie mogliśmy narzekać na nudę. Taktyka opierająca się na małym nęceniu, kilka metrów od markerów była w 100% udana. Ogólnie odnotowaliśmy 22 brania. Obranie odpowiedniej taktyki, reagowanie na to co dzieje się nad wodą, obserwacja wody czy też czynniki zewnętrzne takie jak idealna pogoda pozwoliły Nam uzyskać ten świetny wynik. Można by tu opisywać każde branie ale zabrakłoby miejsca na tę relację. Jedyne co mogę zrobić to pokazać Wam kilka największych karpi na zdjęciach poniżej. Pomimo licznych brań nie było do końca tak kolorowo jak mogłoby się wydawać. Pogoda w lato potrafi się gwałtownie zmienić o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Mieliśmy ogromne szczęście ponieważ w trzecim dniu Naszej wyprawy z ciepłej i mało wietrznej pogody przyszła gwałtowna zmiana i wiatr wiał z ogromną siłą prosto w Naszą stronę i nie opuszczał Nas przez prawie 24h. Fale były tak ogromne, że nie można było wypływać, czuliśmy się jak na jakimś sztormie na środku morza. Noc była nie przespana ponieważ wiatr prawie wyrywał namioty z ziemi więc musieliśmy pilnować aby coś złego się nie stało. Na szczęście wyszliśmy z tego cało a zmienna pogoda nie przeszkadzała karpiom w pobieraniu Naszych przynęt. Spędziliśmy bardzo dobrze te kilka dni nad wodą i pobyt ten zagoił rany po nieudanej wyprawie na Szucsi.
Pomimo tego, że nie udało się odwiedzić w tym roku zagranicznej wody nie zrezygnujemy z Naszego planu i za rok na pewno zaczniemy spełniać Nasze marzenie i wyruszymy na wyprawę w nieznane. Teraz nadchodzi piękna polska jesień więc czas poświęcić się na poszukiwanie tych największych karpi, zaszyć się gdzieś w krzakach i łapać te dobre momenty w Naszym karpiowym życiu.
Mam nadzieję, że niedługo znów będzie o czym Wam opowiedzieć. Tymczasem pozdrawiam i do następnego!
Donatan Trela