Zasiadkę na Małym Szwałku zaplanowaliśmy na dzień 22 sierpnia, lecz jak to zwykle bywa, ogrom obowiązków, praca i inne okoliczności sprawiły, że nad wodą pojawiliśmy się późno, bo dopiero o godzinie 16:45. Szybkie rozstawienie namiotu, przyciągnięcie łódki ze stanowiska nr 10, uzbrojenie wędek i… wywozimy. Paweł doskonale zna stanowisko nr 14, więc zaoszczędziliśmy sporo czasu na sondowanie. Wybrane przez nas miejsce pozwala na łowienie w każdych warunkach, do dyspozycji łowienie w zaczepach, górka Pankiewicza, łowienie na głębokiej wodzie czy przy samym trzcinowisku – ogólnie kilka hektarów wody do popisu tylko dla nas. O godzinie 20:45 ostatni zestaw wylądował w wodzie – jak zwykle postawiliśmy na orzech tygrysi.
Na pierwsze branie nie musieliśmy długo czekać, już przy wywożeniu zestawu pod trzciny między stanowiskami 15 i 16 zauważyliśmy spławy karpi. Pierwsze branie na Pawła wędce ma miejsce o godzinie 22:30, niestety po kilku metrach holu ryba się spina. Szybko wywozimy zestaw w to samo miejsce. Mijają trzy godziny i Pawła sygnalizator budzi nas ze snu – tym razem ryba, która wzięła dokładnie z tego samego miejsca, ląduje w podbieraku. Waga pokazuje 8kg, szybka sesja i karp wraca do wody. Równo z wybiciem godziny 08:00 rano mamy kolejne branie – tym razem z górki, ponownie zestaw Pawła. Wypływamy po rybę i po pięknym holu mamy kolejnego pięknego karpia – 11kg. Bilans dnia pierwszego – 3 brania z czego dwie ryby na macie: 8 i 11kg. Dwa do zera dla Pawła J
Kolejny dzień to lekka zmiana taktyki, zestaw spod drzewa na lewo od pomostu ląduje kilkadziesiąt metrów dalej wzdłuż trzcin, gdzie w ciągu dnia zauważyliśmy spławy karpi. Na górkę wywozimy trzy zestawy i dwa zostają przy prawym brzegu, jeden na rogu obfitości przy stanowisku nr 16 oraz drugi w tym samym miejscu, z którego w pierwszy dzień zanotowaliśmy dwa brania. Około godziny 23:00 mamy kolejny odjazd, tym razem z rogu ”szesnastki”. Karp robi snopek wokół trzcin i stoi bez ruchu przy powierzchni, gdzie zostaje podebrany. Jakież było nasze zdziwienie, gdy odhaczaliśmy rybę na macie, w pysku znajdował się inny około 30sto-centymetrowy przypon z leadcorem. Po dezynfekcji karp trafia do worka w oczekiwaniu na poranną sesję. O godzinie 10:00 Paweł notuje branie z górki i kolejna ryba trafia na jego konto. Czas na poranne ważenie, waga wskazuje odpowiednio 11kg Daniela oraz 6kg Pawła. Udaje się zrobić zdjęcie samowyzwalaczem z dwiema zdobyczami na raz, po czym rybki trafiają do wody. Po południu wywozimy zestawy w oczekiwaniu na kolejne brania. Jedyną zmianą było przewiezienie zestawu spod zwalonego po lewej stronie drzewa na poczet bobrowiska po prawej.
Trzecia doba zasiadki zaczyna się dla nas dokładnie o godzinie 09:00. Równocześnie z rozpoczęciem wiadomości radiowych rozbrzmiewa dźwięk sygnalizatora – branie z górki na wędce Daniela. Po około 20-minutowym holu pojawia się piękny 18-stokilogramowy karp. Na macie okazuje się, że ryba nigdy wcześniej nie była na haku. Dla takich ryb przyjeżdżamy właśnie na Mały Szwałk: dużych, silnych i dzikich.
Następny dzień rozpoczyna branie z górki, jak zwykle o pełnej godzinie – 11:00. Można by wysnuć teorię, że karpie z górki biorą jedynie o pełnych godzinach tak, jakby czekały na sygnał z Radia Zet. Piękna rolka, którą udaje się Pawłowi uchwycić kamerą i na macie melduje się karp o wadze 12kg.
Piąta doba zasiadki i pierwsze branie ma miejsce godzinę po północy na zestawie położonym pomiędzy stanowiskami 15 i 16. Paweł podbiega do wędki i już w pierwszych sekundach widać, że ryba nie jest mała. Szybka decyzja – hol do pomostu. Karp odbija na jezioro, wychodzi na otwartą wodę i zdawać by się mogło, że ryba jest już nasza. Na drodze staje jednak… marker. Ryba potężnie bije i nie daje się oderwać od dna, gdzie kilkanaście metrów od pomostu napotyka na tyczkę postawioną dzień wcześniej w miejscu, gdzie mieliśmy zamiar zabić czas łowiąc płotki i leszcze. Niestety cały dzień lał deszcz, co zniechęciło nas do moknięcia z kijem na pomoście, a o wyjęciu markera zwyczajnie zapomnieliśmy. Karp prawdopodobnie zrobił kilka kółek wokół tyczki w miejscu łączenia karabińczykiem rurki z ciężarkiem, gdzie zaplątana była strzałówka. Pomimo utraty pięknej ryby, nie tracimy nadziei na kolejne brania i szybko wywozimy zestaw. Niczym budzik na poranną kawę przed pracą, sygnalizator zmusza nas do wyjścia spod ciepłych śpiworów już po godzinie piątej. Tym razem branie na zestawie Daniela położonym na zejściu z górki Pankiewicza, skąd udaje się wyholować karpia o wadze 9.5 kg.
Ostatni dzień zasiadki stał pod znakiem zapytania praktycznie do ostatniego momentu. Gdyby nie deszczowa pogoda, która zastała nas dzień wcześniej, zapewne zwinęlibyśmy zestawy i wrócili do domu. Prognoza na niedzielne popołudnie i poniedziałkowy poranek dała nam cień nadziei na wysuszenie rzeczy i jeszcze kilka dodatkowych godzin wędkowania, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Wykorzystując okno pogodowe między godziną 12:00 i 14:00 przewozimy zestawy, jak co dzień zmieniamy orzechy na włosach i przypony lądują w wodzie. Po południu odwiedził nas opiekun łowiska – Pan Andrzej. Przez kilka godzin debatowaliśmy na wędkarskie (i nie tylko) tematy, deszcz nie przestawał padać, a kładąc się spać już myśleliśmy, jak uwiniemy się z całym mokrym ekwipunkiem. Pobudka o godzinie 04:30, na zewnątrz typowa szarówka, a Daniel notuje branie spod rogu ”szesnastki”. Zmęczony prawie tygodniowym biwakowaniem w zmiennych warunkach, decyduje się na hol do brzegu, jako że jest to zewnętrzna wędka z prawego tripoda. Jak się okazuje, była to bardzo dobra decyzja. Po niecałej minucie holu obserwujemy, jak swinger na Pawła podzie powoli zsuwa się na dół. Pierwsza myśl – karp wszedł w zestawy z górki. Po naciągnięciu plecionki swinger ponownie opada, Paweł podnosi wędkę i okazuje się, że mamy dwie ryby w jednym czasie!!! Po kilkunastominutowych holach i lekkim zamieszaniu na pomoście mamy w końcu obie ryby na macie, wkładamy je do worków i ponownie wywozimy zestawy.
Do końca sześciodniowej zasiadki nie doświadczyliśmy już brań. Poniedziałkowy słoneczny poranek pozwolił nam wysuszyć namioty i spokojnie spakować sprzęt. W wodzie zostały tylko worki z karpiami w oczekiwaniu na Pana Andrzeja, celem oficjalnego ważenia i wspólnego zdjęcia. Waga wskazała 15,6kg Pawła i 15kg Daniela. Karp złowiony przez Pawła, tak jak wcześniejsza osiemnastka Daniela, nigdy wcześniej nie miał spotkania z haczykiem. Pięknie ubarwiona, zdrowa i bardzo waleczna ryba. Wspólna fotka, buzi i do wody.
Ogólny bilans: 11 brań z czego 9 wyciągniętych ryb, których średnia waga wynosi 11.8kg. Killerem jak zwykle okazał się orzech tygrysi własnej produkcji, na który wyjęliśmy wszystkie karpie. To dla takich chwil jeździmy na Mały Szwałk, dla nieprzewidywalnych emocji i dzikich, piekielnie silnych karpi. Mały Szwałk – THE PLACE WHERE WE WANT TO BE, THE PLACE WHERE WE WERE.