Niech sie pali , wali , pada, grzmi ....... Nie ważne. W końcu jedziemy z Dawidem na cztery nocki. Przez sześć tygodni zawsze coś mieszało nam plany i nie można było wyrwać sie z domu. Dopiero planowana wcześniej majówka wypaliła. Oczywiście był dylemat czy jechać na komercję i trochę się obłowić czy wybrac trudniejszy wariant i siąść na jakieś wodzie w Holandii. Wybór pada na NL , przy okazji będzie można spotkania się całym teamem.
O 18- stej meldujemy się na dobrze znanej nam wodzie. Brak wolnego zmusza resztę ekipy do łowienia z doskoku. Nocki na rybach a w dzień do pracy.
My rozkładamy się bez pospiechu. Mamy trzy godziny na rozbicie obozowiska i zarzucenie zestawów. Później już tylko 90 godzin łowienia. Może uda się parę karpików położyć na macie. Zobaczymy jak będzie bo już nie raz ta woda pokazała pazurki.
O dwudziestej zestawy mamy w wodzie. Na razie tylko punktow z pva. Za nęcenie weźniemy się jutro za dnia. Czekamy na pierwsze piiiiii. Jak to zwylke bywa nie ma tego piii i trzeba kłaść się spać do ciepłego spiworka bo nocka zapowiada sie chłodna. Ledwo zmróżyłem oko i jest pik po chwili drugie i tak co godzine do samego rana. Plaga leszczy i nocka z głowy. Nad ranem w końcu trochę usnąłem, ale nie na długo. Z centralki wydobywa się krótki pii, otwieram oko i słyszę piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. Jedzie !!!!!! Wyskok z namiotu , kijek do góry i siedzi !!! Od razu czuję , że to nie jakiś tam maluch . Hol trwa dość długo. Rybka chodzi to w prawo , to w lewo. twardo trzyma się dna. Co ja podciąne parę metrów od brzegu to odjeżdża na parę mretrów i tak w kółko. Wreszcie ją widzę i od razu adrenalinka podskoczyła. Ładny misio. Jeszcze parę już coraz krótszych odjazdów i jest mój. Pora na ważenie. Liczę na jakieś 16-17 kg a waga zatrzymuje sie na 15,200 kg.
I tak jest dobrze. Drugi co do wielkości mój karp złowiony w holenderskich wodach. Chwilę po ważeniu budzi sie Dawid. Przeciera oczy ze zdziwienia bo takiej ryby jescze nie widział. Krótka sesja i karpik wraca do domu a my bierzemy się za robienie kanapek.
Śniadanko zjedzone, spacerek zaliczony. Młody co jakiś czas zalicza kolejne 3- kilowe leszczyki i jest przeszczęśliwy . Stałą naszą cześcią wędkarkich wypadów jest rozgrywanie meczów. Bez piłki to jak bez wędki. Kilka godzin dziennie z przerwami na hole upływa nam na kopaniu piłki.
Dobra relaks relaksem zabawa zabawą, ale trzeba w końcu postawić markera i trochę popracować. Szykuję ze 6 kg zanęty, wołam do współpracy Dawida i zaczynamy bombardowanie.
Sypnięte jest i chciałoby się trochę posiedzieć..... Nie realne z gnojkiem pełnym energii. Jak nie piłka to spacer, to wyścigi itp. Na szczeście grzmi, a po chwili leje i mamy burzę. Zaczęło sie o 16 i trwa to dość długo. Dawid zdążył zasnąć z nudów i spał aż do rana. Chwila oddechu dla mnie. Najgorsze , że nic nie bierze . Nawet leszcze trochę sobie odpuściły i biorą bardzo rzadko. Nawet dały pospać.
Kolejny dzień zaczynamy od śniadanka i kopania piłki. Później troche donęcamy i czekamy na ryby. Pogoda nie rozpieszcza , zrobiło sie zimno i wietrznie. Oprócz leszczy nic nie bierze.
Dopiero ok. godz 15 jest odjazd i holuję karpika. Rybka ładnie walczy, ale w końcu kapituluje i jest nasza. Krótka sesja , ważenie i jest 11,100 kg.
Karp wraca do wody a ja szykuję się do zarzucenia zestawu. Nie udaje mi się bo mamy kolejne branie i siedzi nastepny karpik. Waga 10,900kg, ale silniejszy od poprzedniego. Jest dobrze.
Zestawy ponownie ląduja w nęconym miejscu. Nie czekamy nawet poł godzinki a tu znowu jedzie. Kijek do góry i siedzi. Tym razem daję trochę poholowac karpia Dawidowi. Niech nabiera doświadczenia. Jak karp jest jakieś 20 m od brzegu biorę ja wędke i kończe zabawę . Karpik waży 10,50 kg.
Podczas wypuszczania miśka sygnalizator na nastepnej wędce pięknie wyje i po chwili mamy następnego ładnego karpia na brzegu. 13,400 kg.
To był ostatni karp tego dnia. Później było parę lecholi a ok. godz. 20 jest odjazd na Dawida wędce. Młodego kij wiec wszystko robi sam. Nie chce nawet oddać na chwile wędki i do końca wszystko robi sam. Ryba walczy dzielnie na kijku 2,5 lbs i 2,70 cm długości. W końcu jest nasz. Myślimy, że mały karpik ale na macie widzimy że to piękny 3,100 kg karaś.
Nocka znowu przespana spokojnie. Dopiero ok 6 rano budzi mnie dźwiek z centalki i lecę do kiji. Siedzi!!! Nie duży, ale okrąły jak piłka karpik. jak bedzie rósł zachowująć takie gabaryty to wyrośnie z niego nie zła sztuka.
W dzień znowu Dawid walczy w leszczami. Złowił już ich mnóstwo. Tak na oko to będzie ze 30 sztuk.
Pod wieczór dojeżdza reszta ekipy i siedzimy w komplecie. Przed nami ostatnie 20 godzin łowienia. Przydałoby się coś jeszcze położyć na macie. Mamy teraz 11 kiji w wodzie. Zaczyna Przemek łowiąc ładnego lina.
Następnie ja zaliczam kolejnego malucha a Łukasz łowi karasia. Może w nocy jeszcze jakiś karp zassa kuleczke ??? I zassał u Łukasza. Pierwsze branie karpiowe w nocy. Po emocjonującym holu na macie ładuje misiaczek 11,800 kg.
W niedziele oprócz lina Przemka nic sie nie dzieje i w samo południe kończymy zasiadkę .
Mimo tego ,że mieliśmy przez te 4 dni wszystkie pory roku rybki dopisały. Za dwa tygodnie kolejna wyskok, ale już tylko na dwie nocki.
Piotr Hibner