Na łowisku w Gosławicach pierwszy raz byłem przed rokiem na zawodach karpiowych. Jednak bardzo słabe losowanie sprawiło, że musiałem zapłacić solidne frycowe. Jednego było pewien – chciałem tam wrócić jak najszybciej.
Już w zimie starałem się znaleźć dogodny termin, by z kolegą z teamu Sławkiem Puszem zawitać ponownie na Gosławicach. Wybór padł na początek czerwca. Wybrałem stanowisko nr 10 i pozostało tylko odliczać dni do zasiadki.
Łowisko mimo że jest bardzo rybne, należy również do trudnych technicznie, a to ze względu na ogrom roślinności podwodnej. Praktycznie całe dno zbiornika porośnięte jest zielskiem. Ale właśnie takie łowiska lubię. Im trudniej tym lepiej :).
Na Gosławicach meldujemy się w czwartkowe przedpołudnie. Słoneczna pogoda, mały wiaterek i temperatura w okolicach 20 stopni sprawia, że humory dopisują. Nastrój trochę psują nam informacje o tarle karpi. A od kolegów dowiadujemy się, że ostatnio wyniki były bardzo średnie. Nie przejmujemy się tym i ruszamy do pracy. Rozstawienie namiotów oraz wytypowanie miejscówek na sześć wędek zajmie nam sporo czasu.
Dużą uwagę przywiązałem do znalezienia odpowiedniego miejsca na położenie zestawów. Szukałem zarówno czystych „oczek” wśród roślinności, jak i miejsc z niewielką ilością moczarki. Miejsca wytypowane – czas na wywózkę i przygotowanie zestawów. Do żyłki głównej Prologic Interceptor Mimicry 3D Urban dowiązuję strzałówkę z niezawodnego Bulldozera Mimicry Green Ghost XP w rozmiarze 0.60mm. Natomiast wszystkie leadery wykonałem z miękkiego bezrdzeniowego materiału Prologic Hollow Core, który naturalnie układa się na zielsku. Jedną wędką przez całą zasiadkę zamierzam łowić na Chod Riga. Na kolejnych melduje się bałwanek i jedna pojedyncza kulka tonąca. Nie przesadzam z nęceniem. Na zestaw z Chodem ląduje ok. 1kg mieszanki kulek i pelletu. Zdecydowanie mniej nęcę na pozostałych dwóch zestawach. Kiełbaska PVA i do tego garść kulek.
Zestawy wywiezione, czas na chwilę odpoczynku. Pierwsze branie następuje po godzinie 22. Swinger na zestawie z Chod Rigiem powoli idzie w górę, a ja słyszę radosny dla ucha dźwięk moich SMX-ów :). Jestem blisko wędek, więc szybko podnoszę kija i szykujemy się wypłynięcia. Nie mam zamiaru ryzykować z holem do pomostu. Wsiadamy do łódki i płyniemy. Dzięki długiej strzałówce sprawnie idzie nam odplątywanie zielska i po kilkunastu minutach ryba melduje się w podbieraku. Po spłynięciu szybko biorę wagę i ważymy...12kg. Nie jest źle jak na początek. Tym bardziej, że na wodzie nie było widać, by inne ekipy holowały ryby. Szybkie ogarnięcie i robimy wywózkę.
Za trochę ponad godzinę branie u Sławka. Procedura taka sama i w kołysce ląduje bliźniak o takiej samej wadze. Tym razem sprawdziły się dwie kulki tonące położone na czystym dnie. Nocka mija już spokojnie, a od rana zaczyna zrywać się huraganowy wiatr. Niestety cały dzień mamy w plecy. Nie możemy nic zrobić. Psuje nam to trochę humory. Ale trzeba walczyć do końca.
Dopiero w sobotę mogliśmy tak jak chcemy wywieźć zestawy Stawiam wszystko na jedną kartę i na kolejnej wędce montuje również Chod Riga. Zmieniam również miejscówkę. Wolne stanowisko obok pozwala mi postawić zestaw w dalszej odległości od brzegu.
Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę. Tuż przed północą budzi mnie potężny pisk sygnalizatora. Ryba energicznie odjeżdża. Na pewno jest większa od poprzedniej. Ale nie ma lekko. Dużą ilość zielska mamy do odplątania. Tylko się nie zepnij – mówię stanowczo. Na szczęście karp wysłuchuje moich modłów i po kilku energicznych odjazdach jest w podbieraku. Pełnołuski – krzyczę z radości. Spływamy jak najszybciej i dopiero na pomoście widzę, że nie jest mały. Serce zaczyna drżeć, bo być może jest to „ten” z „dwójką z przodu”. Dokładne ważenie i waga pokazuje 18.5kg. Mimo to, ogromnie się cieszę. Bo właśnie po takie emocje tutaj przyjechałem.
Oba karpie złowiłem na zestaw typu Chod Rig. Kilku centymetrowy przypon wykonany był ze sztywnego materiału Prologic Chod Mono na haczyku XC8 w rozmiarze 4. Kończymy zasiadkę i rozjeżdżamy się do domów. Niedosyt pozostał. Ale kolejne doświadczenia i mile spędzony czas nad wodą zawsze powinien być na pierwszym miejscu. Do następnego!
Marcin Burek (Prologic Polska)