Jesień na dobre zawitała nad nasze łowiska, a wraz z nią spokój. Nie ma turystów, plażowiczów, spacerowiczów, którzy w cieplejszych okresach masowo przebywają nad wodą. Nic więc dziwnego, że jesień to dla wielu karpiarzy najlepszy czas na łowienie karpi. Również dlatego, że nasi ulubieńcy lubią przed zimą dobrze zjeść.
Swoją jesienną zasiadkę zaplanowałem jeszcze przed startem sezonu. Wybór padł na żwirownię Eko-Farma w Żelechowie, nad którą wybrałem się na początku października. Był to mój pierwszy wypad na to łowisko, więc przed wyjazdem starałem się zebrać jak najwięcej informacji, by nie być niczym zaskoczonym podczas łowienia.
Wybierając się do Żelechowa trzeba pamiętać przede wszystkim o racicznicy, która występuje praktycznie wszędzie. Dlatego podstawowym wyposażeniem powinna być strzałówka. Ja użyłem do tego celu produktu Prologic Interceptor Fluorocarbon Coated Tapered (18-50lbs) o długości 12 metrów oraz długich leaderów (1,5m – 2m) wykonanych z materiału Python Hollow Core. Przez całą zasiadkę nie miałem żadnej „obcinki”. Ale warto być przygotowanym, bo na żwirowni są miejscówki, gdzie 20m strzałówki nie będzie żadną przesadą.
Kolejnym niezbędnym wyposażeniem będzie ponton oraz echosonda. Dno w Żelechowie to niezliczona ilość górek i dołków. Dlatego dokładne wysondowanie łowiska to podstawa. Po przyjeździe od razu zabrałem się za szukanie ciekawych miejsc do położenia zestawów. Wybór padł na dołki tuż za górkami. Przeważnie zestawy leżały na głębokościach 4-5m. Próbowałem również na szczytach górek (ok. 2m głębokości), ale bez rezultatów w postaci brań.
Ku mojej radości pierwsze branie nastąpiło dwie godziny po wywózce. Szybko okazało się, że smakoszem kulek na włosie jest jesiotr, który tuż po odjeździe zrobił efektowną „świecę” nad lustrem wody. Podjąłem decyzję o holu do brzegu i po chwili w podbieraku znalazł się całkiem okazały jesiotr.
Minęło kilkanaście minut i mam drugie branie z dołka przy brzegu. Tym razem opad swingera i spory luz na kołowrotku. Ze względu na sporą odległość wsiadam do pontonu i staram się podnieść żyłkę jak najwyżej, by uniknąć kontaktu z niebezpiecznym dnem. Po dopłynięciu okazuje się, że ryba tylko przesunęła zestaw. Podczas mojej zasiadki na Żelechowie łowiłem na „zrywkę” i zamiast ciężarków stosowałem kamienie. Identyczną sytuację z tego miejsca miałem ledwie godzinę później. Pojawiły się domysły, co to za ryby i czy zestaw końcowy jest odpowiedni.
Na szczęście już pierwszej nocy mam dwa konkretne brania po które właśnie tu przyjechałem. Ok. 4:00 budzi mnie mocny odjazd. Płynę z kolegą pontonem do ryby i rozpoczynam kilkuminutowy hol. Super emocje holować karpia z głębokiego dołka. Niespełna 12kg lustrzeń melduje się w podbieraku.
Nie miałem za wiele czasu na odpoczynek. Tuż po 6:00 kolejny odjazd. Na dworze przymrozek i mgła. Piękna sceneria, a ja płynę po „walczaka”. Sporo mniejsza pełnołuska zdobycz również dostarczyła mi wiele radości. Przeraźliwy chłód szybko wygania mnie do śpiwora. Z wywózką czekam do rana.
Drugiej doby również się nie nudzę. Doławiam jeszcze dwa jesiotry i niewielkiego karpia. Nie obyło się też bez spinek. Podczas drugiej nocy, tracę dwie ryby, które po braniu szybko płynęły w stronę brzegu. Być może były to amury, których również w Żelechowie nie brakuje.
Ostatnia doba mija już spokojnie. Więc pozostaje mały niedosyt. Ale nie ma co narzekać, bo na macie zameldowało się sześć walecznych ryb. Cieszy mnie również fakt, że ponownie spisały się kulki mojej produkcji. Specjalnie pod ten wyjazd zrobiłem kulki o zapachu muszli, które świetnie komponowały się z przyponem D-Rig wykonanym na plecionce w otulinie Prologic Reptilian Coated oraz haczyku Prologic XC3 w rozmiarze 2.
Zasiadka mija błyskawicznie i błyskawicznie pojawiają się plany, by wrócić tu za rok – bo warto.
Marcin Burek (Prologic Polska)