Tradycyjnie już, karpiowe zmagania zaczynamy od wyjazdu nad czeski Katlov, a ten zawsze jest dla nas szczęśliwy. To już chyba taki nasz dobry omen, który daje nam powera na nadchodzące miesiące. Jechaliśmy więc tam pełni nadziei i nieco rozochoceni na myśl o spotkaniu z karpiami po długiej, zimowej przerwie.

Po dotarciu na miejsce wsiedliśmy na zapakowaną “po uszy łódkę” i dopłynęliśmy do stanowiska nr 1, gdzie zaczęliśmy rozbijać nasze obozowisko. Następnie przeszliśmy do sondowania i zapoznania się z wodą. Choć Katlov znamy bardzo dobrze, to na tym stanowisku byliśmy po raz pierwszy. Chcieliśmy dokładnie wiedzieć, jakie dno rozciąga się przed nami i gdzie najlepiej postawić zestawy. Ostatecznie wędki wywieźliśmy około godz. 21.00.

Pierwsze dwie doby nie należały do najprzyjemniejszych, jeśli chodzi o odczucia termiczne. Niska temperatura dawała w kość zwłaszcza w nocy, kiedy to termometr pokazywał nawet -3 stopnie Celsjusza. Wiał boczny, dość silny wiatr, który na szczęście nam aż tak mocno nie dokuczał. Nasze stanowisko było lekko schowane w zatoczce, dzięki czemu nie urwało nam głowy, na co narzekali wędkarze, łowiący w tym samym czasie na innych miejscówkach.

Przez kolejne dwie doby już dało się żyć. W dzień temperatury sięgały nawet 10 stopni.

Nęcenie i łowienie.

Na tej zasiadce postawiliśmy głównie na smaki rybne. Do nęcenia wykorzystaliśmy ziarna rzepaku, kukurydzy i konopi oraz dosłownie parę kulek z rybnego mixu zanętowego Euro Boilies.

Początek naszej wyprawy to nieustanny triumf Roberta “Ryby” Rybczyńskiego. Pierwszego karpia zdołał wyholować już godzinę od rozpoczęcia łowienia. Później było już tylko lepiej. Ostatecznie w pierwszej dobie Ryba miał na koncie cztery karpie, gdzie w tym samym czasie Robert Skrętkowicz pozostawał na okrągłym zerze.

Ryba zdecydował się na tej zasiadce wypróbować nowości Tandem Baits. Na pierwszym zestawie ulokował tonąca kulkę Squid Chilli 18mm z serii Pure podwieszoną mini Pop Upem Squid Orange 12mm, na którym zanotował dwa pierwsze brania. Kluczem do sukcesu okazał się jednak zupełnie inny zestaw. Minowicie bałwanek z dwóch waftersów z serii Pure o smaki Chili i Live Citrus. To właśnie na te przynęty, Ryba do końca wyjazdu zdołał złowić jeszcze 6 karpi.

Ryby uczą pokory - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem

Tak naprawdę Ryba łowił przez pierwsze trzy doby, a w tym samym czasie Robert Skrętkowicz nie łowił nic, przez co czuł się lekko załamany. Wspólnie zatem zaczęliśmy szukać rozwiązań, jakiegoś złotego środka. Sondowaliśmy dno, zmienialiśmy zestawy, szukaliśmy odpowiedniego miejsca, które pozwoliłoby Skrętkowiczowi na kontakt z upragnionym karpiem i prawdziwe rozpoczęcie sezonu. Jako dobrym kumplom, obojgu zależało nam na dobrym samopoczuciu i fajnych, wędkarskich wspomnieniach, więc wspieraliśmy się, pomagając sobie nawzajem.

Wspólna wytrwałość oraz zmiana taktyki otworzyła Skrętkowiczowi wodę dopiero w trzeciej dobie, kiedy to tak naprawdę skończyła się dobra passa Ryby. Kiedy Robert usłyszał po raz pierwszy na tej zasiadce dźwięk sygnalizatora, z prędkością światła dobiegł do wędki i zaczął hol. Można wyobrazić sobie, jakie było jego rozgoryczenie, kiedy od trzech dni wyczekiwana ryba, tak po prostu się spięła…

Skrętowicz się załamał.

Miał wrażenie, że właśnie utracił jedyną możliwość na kontakt z rybą. Na szczęście byliśmy w tym razem i kiedy jeden tracił nadzieję, drugi naciskał, by walczyć dalej.

Karpie jednak nas nie pokonały

Ostatecznie zdecydowaliśmy się przesunąć zestawy dosłownie o kilka metrów, a na haczykach Skrętkowicza zawisły nowe smaki przynęt. Na jednej z wędek pojawił się pojedynczy 16mm Pop Up Squid Orange z serii Diffusion, na drugiej zaś sprawdzone przez Rybę waftersy.

I zaczęło się dziać!

Ostatnia doba to nieustanny triumf Roberta Skrętkowicza. Przez tylko ten dzień wyciągnął z wody aż 6 karpi, niemalże doganiając tym samym swego kompana. Zszargane nerwy wreszcie zostały ukojone i z uśmiechem na twarzy oraz satysfakcją mógł wracać do domu.

W sumie na tej wyprawie złowiliśmy 14 karpi w tym dwa 20kg+. Wyjazd uważamy za bardzo udany. Mogliśmy nieco pobyć w męskim gronie, poprzeżywać wędkarskie sukcesy i porażki, ale przede wszystkim zacząć sezon tak, jak należy - z rybami na koncie. Mieliśmy także okazję spotkać się z Jakubem Wagnerem, który podszedł do nas pogawędzić, oraz z innymi wędkarzami przebywającymi w tym czasie na łowisku, dzięki czemu dowiedzieliśmy jak łowili inni. Okazało się, że nasz wynik był jednym z lepszych, ponieważ na całej wodzie złowionych zostało tylko około 5 ryb, co pokazuje, że warunki nie były najlepsze. Zatem nasze 14 karpi cieszy jeszcze bardziej, co uznajemy za ogromny sukces i świetny początek nowego sezonu.

Przed nami kolejne już zaplanowane wyprawy Brygady RR, jak i indywidualne zasiadki. Mamy nadzieję, że dobra passa z Katlov nas nie opuści i zostanie z nami przez cały ten sezon.

Wszystkim życzymy tylko tak udanych wypraw.

Pozdrawiamy
Robert Skrętkowicz i Robert “Ryba” Rybczyński
Brygada RR