Kiedy na początku października przeszedłem drugą już w tym roku operację kolana pewien byłem jednego- mój sezon karpiowy właśnie dobiegł końca. Strasznie załamany tą sytuacją próbuję wszystko sobie poukładać. Stwierdzam także, że czasami w życiu tak bywa i nie wszystko układa się po naszej myśli, a zdrowie ma się jedno i trzeba o nie dbać. Każdy kolejny dzień wygląda u mnie tak samo, rehabilitacja, czytanie książek i oglądanie filmów o tematyce karpiowej. Nie należę do osób, które lubią siedzieć w miejscu i owa sytuacja jest dla mnie coraz bardziej męcząca. O dziwo zauważam, że z kolanem dzieje się coraz lepiej i chyba wraca szybciej do sprawności. Wizyta u ortopedy jest tego potwierdzeniem i od lekarza prowadzącego słyszę słowa- Jest „git”, może Pan powoli odstawiać kule i spróbować czy jazda autem nie sprawia problemu. Strasznie ucieszony tą diagnozą siadam za kierownicą swojego auta i nie czuje żadnych dolegliwości, samochód można swobodnie prowadzić. W głowie pojawia się jedna myśl- Listopadowe karpie jednak realne!!! Postanawiam spędzić kilka jednodniowych zasiadek nad dobrze znaną mi żwirownią.
Przygotowanie do łowienia rozpoczyna się już w domu. Wiąże siateczki PVA wypełnione pokruszonymi oraz całymi kulkami w dwóch samkach Devil Krill i KrillBerry.
Nadchodzi poniedziałek i dzień pierwszej kilkugodzinnej zasiadki w towarzystwie mojego przyjaciela, który także musi mi pomóc w zniesieniu karpiowego majdanu z trzeciego piętra(dźwiganie zabronione jeszcze przez długi czas). Swoją drogą dobrze mieć przyjaciół, którzy chcą, abyś mimo wszystko był z nimi. Kiedy pojawiamy się nad wodą czuję jakąś wewnętrzną ulgę i wielką satysfakcję. Po sześciu tygodniach spędzonych w domu na żmudnej rehabilitacji taka chwila cieszy niezmiernie. Przygotowanie wędek i zestawów zajmuje mi trochę więcej czasu niż zwykle ze względu na kontuzję, ale z drugiej strony jeżeli robi się coś wolniej można się tym bardziej delektować. Wędki rozłożone, rod pod także, pozostaje teraz zawiązać przypony i zdecydować co zakładamy na włos. Z ciekawości mierzę także temperaturę wody i powiem szczerze, że jestem w lekkim szoku. W połowie listopada woda ma 10 stopni Celsjusza, co jest znakiem, że karpie na pewno nie zapadły jeszcze w zimowy letarg.
Jesienią przeważnie staram się używać mniejszych przynęt, jednak przy takiej temperaturze wody stawiam na normalne, a nie miniaturowe rozmiary kulek. Na zestaw pierwszy z długim włosem zakładam kulkę o smaku Nocna Zmora. Jest to przynęta na bazie mączek rybnych o bardzo intensywnym zapachu, a główną jej nutą jest świeżo miażdżony czosnek.
Zestaw ten za pomocą rzutu umieszczam pod nawisami drzew, w niegłębokim miejscu jednak często odwiedzanym przez karpie. Jednocześnie po zarzuceniu zestawu idę pod przeciwległy brzeg w miejsce gdzie ulokowana jest moja przynęta i zanęcam kilkoma całymi i pokruszonym kulkami Nocna Zmora oraz garstką pelletu w tym samym smaku.
Drugi zestaw, także z dłuższym włosem uzbrajam w szybko pracujące dumble Attrakt Hookers Devil Krill do tego dokładam Carp Bonbons Pop-Up w tym samy smaku i dodatkowo małego pływaczka oblepiam pastą pływającą w kolorze fluorescencyjnym Devill Krill Fluoro Pasta pop-up. Devill Krill jest to seria zimowych przynęt stworzona na bazie krylowej z dodatkiem ostrych przypraw.
Zestaw ten umieszczam w dołku, na głębszej wodzie. Ową miejscówkę dodatkowo zasypuję także kilkoma całymi i pokruszonym kulkami Devill Krill, oraz podrzucam tam także dwie kule zanętowe wielkości pomarańczy wykonane z Method Mixu w tym samym smaku.
Wędki wyrzucone, poranna kawka zaliczona i czekamy na branie…
Kolejne godziny mijają jednak na rozmowach, a sygnalizatory milczą. Kiedy zaczyna się robić ciemno pojawiają się drobne popiskiwania co jest oznaką, że ryby weszły w nęcone miejsce. Około godziny 17 następuje tak długo wyczekiwany pisk sygnalizatora. Chwytam za wędkę, lekko docinam rybę i zaczyna się hol, który trwa kilka minut. Ryba jest naprawdę waleczna i przy podbieraku robi jeszcze kilka odjazdów. Jednak po chwili mój towarzysz idealnie podbiera rybę. Piękny jesienny karp melduje się na macie, skuteczną przynętą okazał się Devill Kril.
Rybka wraca z powrotem do wody, a ja zakładam świeżą przynętę i rzucam w to samo miejsce. Nie mija dwadzieścia minut i ku mojemu zaskoczeniu po raz kolejny słyszę wyjący sygnalizator. Po zacięciu ryba nie sprawia zbyt wielu problemów i po chwili leżąc na macie czeka na zdjęcie. Karp jest mniejszych rozmiarów niż poprzednik, ale cieszy mnie niesamowicie. Ponownie skuteczna przynęta to Devill Krill.
Rytualne zwrócenie wolności, założenie świeżej przynęty i zestaw leży już na dnie żwirowni. Nad wodą spędzamy jeszcze dwie godziny jednak więcej karpi nie pojawia się na macie. Przed odjazdem w miejsce, z którego wyholowałem obydwie ryby podrzucam dziesięć kulek. Celem tego jest przyzwyczajenie karpi, że w tym miejscu mogą znaleźć smakowity kąsek.
Po dwóch dniach, tym razem już samotnie oraz z pomocą żony przy noszeniu sprzętu po schodach( Ola dziękuję) jadę na kilkugodzinną zasiadkę. Postanawiam tylko rozstawić się po drugiej stronie zbiornika, gdyż znajduje się tam piaszczyste zejście do samej wody i w pojedynkę będzie łatwiejsze do wędkowania. Zmieniam także trochę moją taktykę. Oby nie rozpraszać ryb po zbiorniku, postanawiam zestawy umiejscowić dość blisko siebie w dołku, o którym pisałem wcześniej. Zestawy wyglądają tak samo jak ostatnim razem z tym, że zamiast Nocnej Zmory na włos wędrują dwie kuleczki o smaku KrillBerry, które dodatkowo moczę w dipie KrillBerry Liquid Food Dip, oraz dodaję do zestawu siateczkę PVA.
Drugi zestaw to smak, który nie zawiódł mnie ostatnim razem czyli Devill Krill, dodatkowo wzbogacony także siatką PVA, a zamiast pasty fluorescencyjnej przynętę oblepiam pastą Ready Pasta Devill Krill.
Po kilku godzinach czekania słyszę wyjący sygnalizator, jednak po podniesieniu wędki z rod poda mam tylko chwilowy kontakt z rybą i niestety karp się spina. Strasznie nie lubię tego uczucia, ale czasami się to zdarza. Po wyciągnięciu zestawu z wody zauważam, iż na haczyku wbity jest mały listek i to wszystko tłumaczy. Karp zassał przynętę, ale przez znajdujący się na haku liść nie miał możliwości perfekcyjnego zapięcia. Takie sytuacje niestety także się zdarzają zwłaszcza jesienią kiedy drzewa gubią liście. Nie załamując się, uzbrajam zestaw w świeżą przynętę, dokładam siatkę PVA i rzucam w to samo miejsce co wcześniej. Około godziny później, na tej samej wędce znowu mam branie, karp mocno chodzi na boki i nie daje się zbyt łatwo podebrać jednak po chwili ląduje w podbieraku. Jako, że nad wodą jestem sam, zdjęcie muszę zrobić z samowyzwalacza co nie jest łatwą sztuką.
Po wypuszczeniu karpia do wody zaczynam zwijać wędki i pakować sprzęt. Tradycyjnie już na koniec w miejsce gdzie miałem wyrzucone zestawy wrzucam kilka kulek o smaku Devill Krill.
Wieczorem kiedy jestem w domu dostaje niespodziewany telefon. Dwaj moi przyjaciele planują nocną zasiadkę z piątku na sobotę. Sam nie dałbym rady w nocnym łowieniu, ale z pomocą znajomych nie ma takich problemów więc decyduję, że jadę z nimi. Jako, że przebywam na zwolnieniu lekarskim z pracy, czasu mam trochę więcej. Postanawiam więc na ryby wybrać się już w piątek rano, a moi towarzysze dojadą po pracy. Oczywiście przy noszeniu klamotów po raz kolejny pomaga mi żona, która okazuje dużą wyrozumiałość i w pełni rozumie, że po tak długim pobycie w domu chcę się z niego na trochę wyrwać. Nad wodą melduję się około godziny ósmej. Miejscówkę mam sprawdzoną, więc nie pozostaje nic innego jak rozwinąć wędki i zaczynać łowienie. Jako, że do tej pory wszystkie złowione prze zemnie ryby był na przynętę Devill Krill, postanawiam w trakcie zasiadki zaufać tym kulkom do końca i na obydwa zestawy zakładam kombinacje z Devill Krillem w roli głównej.
Kiedy zestawy lądują w wodzie ja delektuję się poranną kawą w pięknej jesiennej scenerii. Przez cały dzień woda jest jakaś martwa i brak jest jakichkolwiek oznak żerowania karpi. Około godziny 15-stej wyciągam wędki z wody i zakładam świeże przynęty. Dodatkowo w miejsce ich położenia podrzucam kilka kulek Devill Krill oraz po raz kolejny dwie kule zanętowe wykonane z Method Mixu o smaku także Devill Krill. Około godziny 16-stej widzę jak w oddali zbliża się auto przyjaciół i równocześnie słyszę pisk sygnalizatora. Po zacięciu karp agresywnie szarpie i robi dość mocny odjazd w prawą stronę, myślę wówczas, że chyba jest coś większego. Jednak po podebraniu ryby widzę, że do największych nie należy. Mimo wszystko rybka bardzo mnie cieszy, a mało tego posiada piękne ułuszczenie. Akurat jak przyjaciele do mnie dojeżdżają ja pozuję już do zdjęcia.
Zwracam dla rybki wolność, a zestaw zostaje wyrzucony w to samo miejsce. Kiedy moi towarzysze także się już rozłożyli wspólnie zasiadamy przy ognisku i wspominamy cały sezon. Każdy opowiada o swoich sukcesach, ale także i porażkach. Rozmowy toczą się już na dobre i wówczas po raz kolejny odzywa się mój sygnalizator. Docinam lekko rybę i po walecznym holu piękny karp jest już w podbieraku. Krótka sesja, odkażenie pyszczka i ryba wraca do wody.
Rutynowo już zakładam świeże przynęty, siateczkę PVA i zestaw ląduje w tym samym miejscu. Zaczyna coraz mocniej wiać ze wschodu, jest to bardzo zimny i nieprzyjemny wiatr, jednak przy ognisku idzie wytrzymać. Kiedy postanawiamy rozejść się do namiotów, po raz kolejny mój sygnalizator piszczy w niebogłosy. Jestem zszokowany- listopad, chłodna woda, a ja mam regularne brania. Podekscytowany holuję karpia, nie trwa to zbyt długo i po chwili rybka pozuje już do zdjęcia. Jest mniejszy od poprzednika, ale cieszy bardzo.
Dalej skrupulatnie trzymam się taktyki, którą obrałem. Za każdym razem dokładam do zestawu siatkę PVA z pokruszonymi oraz całymi kulkami, ale także dodatkowo po każdej złowionej rybie podrzucam w miejsce gdzie łowię po dwie kule zanętowe wykonane z Method Mixu o smaku Devill Krill. Wiatr wzmaga się coraz bardziej, a my rozchodzimy się do namiotów na nocny odpoczynek. Cała noc u mnie mija bez brania. Jeden z przyjaciół o 4 nad ranem łowi karpia, co ciekawe na dumbelsa Devill Krill, którego mu dałem. Po porannej kawie, przy cały czas silnie wiejącym wietrze zaczynamy pakowanie i zbieramy się do domu. Przed odjazdem mierzę temperaturę wody no i instynkt mnie nie myli. Przez całą noc wiał silny wiatr, który wychłodził wodę do ośmiu stopni Celsjusza. Zapewne tak nagły spadek temperatury miał wpływa na to, iż karpie stały się mniej aktywne.
Podsumowując cały ten czas spędzony nad wodą jestem bardzo zadowolony. Myślałem, że sezon mam już zakończony a tu proszę, cuda się zdarzają. Mało tego nie był to czas tylko spędzony nad wodą, ale aktywne łowienie karpi, które sprawiły mi ogromną radość. Wszystkie ryby złowione zostały na jeden smak jakim był Devill Krill. Od dzisiaj na łowienie w zimnej wodzie jest to mój numer jeden. Na koniec chciałbym podziękować dla żony oraz moich przyjaciół, którzy nosili moje klamoty po schodach na trzecie piętro bo to dzięki nim mogłem ten czas wykorzystać na moją pasję, jaką jest wędkarstwo karpiowe. Podziękowanie kieruje także do Asi i Wojtka za zaufanie jakim mnie obdarzyli przyjmując do Carp World Team. Dziękuję.
Tomek
Carp World Team