Mimo iż zimowa przerwa w łowieniu karpi nie była długa dzięki łaskawości „Pani Zimy”, to i tak brakowało klimatu zasiadek. Jednak po każdej przerwie nasza pasja smakuje jeszcze lepiej. Słoneczny początek marca spowodował zejście lodu na niektórych zbiornikach i tak stałem się szczęśliwcem, któremu dane było spędzić kilka godzin nad wodą. Kiedy wysiadłem z samochodu i ujrzałem żwirownię oraz w otaczającej mnie ciszy słyszałem tylko ćwierkot ptaków, pomyślałem- znowu jestem tu gdzie chciałem i mogę odetchnąć pełną piersią. Udało się przetrwać zimę, żeby móc poczuć wiosnę.
Na moje pierwsze drobne łowienie uzbrajam się w małe kuleczki i siateczki PVA.
Zestawy umieszczam w łowisku za pomocą rzutu. Następnie rozbijam swoje małe obozowisko i podziwiam widok, którego tak bardzo mi brakowało… wędki spoczywające na rod podzie. Nie wiem co jest w tym takiego, ale widok ten sprawia, że dla karpiarza robi się przyjemnie.
Po godzinie wsłuchiwania się w ćwierkot ptaków idę na mały obchód wokół łowiska. Stwierdzenie jest tylko jedno- przyroda budzi się do życia, mamy upragnioną wiosnę. Pąki na drzewach, trawa nabiera zielonego koloru i miejscami wschodzą wiosenne kwiaty.