MENU
Jesteś tutaj:

Nie taka Cicha woda.

Dodano: 17.09.2015
DODAJ WPIS
wystaw ocenę:
12345
Nie taka Cicha woda.

W pierwszej połowie września, mając do dyspozycji dwa wolne dni, postanowiłem wybrać się na łowisko leżące nieopodal mojego miasta. Moim docelowym miejscem był jeden z dwóch znajdujących się tam zbiorników- mniejszy i o wiele  bardziej zarośnięty. Swoje stanowisko zorganizowałem przy płytszej, urokliwej zatoce, która była dość mocno porośnięta grążelami.  Zestawy leżały prawie prostopadle do wędek. Zatem nie mając środka pływającego i posiadając w sąsiedztwie połacie mocno zakorzenionych, wodnych roślin,  podczas brania zaczynała się  prawdziwa zabawa…

 

Na obu kijach miałem ten sam zestaw, przypon Blowback-rig z plecionki dyna-tex x-tra tought. Miałem także okazje sprawdzić kilka akcesoriów firmy UnderCarp m.in. pozycjonery, które przypadły mi do gustu. Na włosie miałem 20mm kulki własnej produkcji.

 

 

Pierwszy z zestawów umieściłem na samym skraju grążeli znajdujących się najdalej od mojego miejsca. Od samego początku dało się tam zauważyć obecność karpiszonów. Drugi zestaw leżał przy trzcinach na przeciwległym brzegu. Oba miejsca zanęciłem ziarnami, pelletem i tymi samymi kulkami, które miałem na włosie. Dodatkowo kiełbaska pva na zestaw i tyle.

 

Pierwszego dnia pogoda była całkiem przyjemna, średnie zachmurzenie, lekki wiatr, lecz trochę za niskie ciśnienie. Przez całe późne popołudnie woda była dość spokojna. Sygnalizatory milczały, co jakiś czas odzywały się pojedyncze piknięcia. Pojawił się również niespodziewany gość, który namiętnie pływał po moich zanęconych miejscówkach wyjadając kulki, widocznie jest tu stałym, przyzwyczajonym bywalcem.

 

Zbliżał się wieczór. Przed samym zmrokiem donęciłem  lekko kulkami z nastawieniem, że jeśli coś ma się  w ogóle dziś zdarzyć, to zdarzy się w nocy.

 

Około 1 w nocy, niemrawe już ze zmęczenia rozmowy przerywa przenikliwy i jakże energetyczny dźwięk! Pierwszy porządny odjazd! Standardowo w ułamek sekundy jestem na miejscu i od razu przekonuje się, że wcześniejsze założenia się sprawdziły…. ryba pruje ostro w lewo, za całe łany grążeli. Szybka decyzja i już po chwili biegnę z kijem wzdłuż trzcin w jej kierunku cały czas podtrzymując kontakt. Po dłuższej chwili mając ją już naprzeciwko siebie stwierdzam, że dojście do wody jest znikome. Długo się nie zastanawiamy i chwilkę później mamy nowy, niewielki prześwit w trzcinach ;p Zasiadka z kumplem to jednak duże ułatwienie w takich sytuacjach. Karp słabnie, odjazdy są coraz krótsze, a samo podebranie też do łatwych należeć nie będzie, bo miejsce od samego brzegu zarośnięte grążelami. Koniec końców udaje się. Jest! Pierwsze, co rzuca mi się w oczy w świetle latarki, to piękna, wręcz idealna płetwa ogonowa, no po prostu cudo. Karpiszon delikatnie wędruje do worka i wracamy do namiotu. Do rana już nic konkretnego się nie działo. Nazajutrz rano waga wskazuje 10,5 kg. Krótka sesja i do wody.

 

 

Drugiego dnia, około południa, następuje drugi odjazd spod dalszych grążeli. Cała akcja przebiegła bardzo podobnie jak w nocy, jednak w świetle dnia to już zupełnie co innego;) Pod samym brzegiem ryba wykonała popisowy odjazd połączony z częściowym wyskokiem i oto moim oczom ukazały się rzędy łusek… pierwsza niepohamowana instynktowna już myśl: pełnołuski! W końcu pełnołuski z zaroślaka!  Ale rybka okazała się jednak amurem, w tym przypadku szybciutka sesja i do wody. Waga wskazała 8kg.

 

Była to druga i zarazem ostatnia ryba zasiadki. Rekordu nie było, pełnołuskiego nie było, ale mimo wszystko wracam zadowolony:)