Witam Wszystkich blogowiczów !
Z racji tej, że sezon już się skończył ( przynajmniej dla mnie ) i za bardzo nie ma co pisać o zasiadkach, chciałem opowiedzieć trochę o mojej przygodzie z karpiami, jak to się zaczęło i wszystko z tym związane…J
Kilka lat temu, bodajże 5 czy 6, pojechaliśmy wspólnie z tatą i bratem, na prywatne łowisko w sąsiedniej miejscowości … moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne , woda ładna, po rozmowie z właścicielem okazało się, że przedział ryb które pływają w zbiorniku jest duży… karpie i amury od 1,5kg do nawet 13/14kg ( wtedy wydawały się to dla mnie ogromne smoki ) więc szybko zabraliśmy się za rozkładanie wędek i łowienie. W ruch poszła jakaś firmowa mieszanka zanętowa, kukurydza i robaczki oraz wędki spławikowe … po dwóch godzinach łowienia mieliśmy już z bratem i tatą po kilka sztuk. Zafascynowany łowiskiem i dużą ilością brań nie zwróciłem uwagi, że na przeciwległym brzegu trwa zasiadka karpiarzy ( wtedy jeszcze nic o tej grupie wędkarzy nie wiedziałem ). Na sam koniec naszego łowienia byłem świadkiem brania, potem holu i wyciągnięcia pięknego karpia na brzegu gdzie siedzieli karpiarze … zaraz pobiegłem go zobaczyć … pierwsze spojrzenie i nie mogłem uwierzyć własnym oczom : „takie ryby tu pływają „ – pomyślałem J Zapytałem na co wzięła i usłyszałem : „na kulkę proteinową” – od tego zaczęło się całe moje karpiowanie. Po przyjeździe do domu, Internet dosłownie przekopałem w poszukiwaniu kulek proteinowych, tego całego sprzętu, stojaków, specjalnych wędek i kołowrotków… no nie było łatwo. Od razu moją wędkę spławikową odstawiłem i zacząłem zbierać na cały sprzęt karpiowy. Nie zapomnę mojego pierwszego wyjazdu na karpie, kiedy to już miałem praktycznie cały sprzęt potrzebny (jak wtedy mi się wydawało ) do złowienia karpia i pomyślałem : „teraz to na pewno te duże są w moim zasięgu”, tylko nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że wiedza na temat zachowań karpia, miejsc przebywania jest o niebo ważniejsza niż posiadanie odpowiedniego sprzętu . Po rozłożeniu wszystkich klamotów usiadłem i czekałem..i czekałem i tak w kółko… pamiętam, że przez pierwszych chyba siedem całodniowych wyjazdów nie złowiłem nawet małego karpika… byłem załamany. Na koniec pewnej zasiadki, przyszedł do mnie właściciel łowiska i zapytał jak mi idzie… odpowiedziałem, że beznadziejnie i chyba wrócę do spławika i małych karpi, na co właściciel mi odpowiedział : „Bo widzisz, samo posiadanie sprzętu karpiowego, karpiarza z Ciebie nie uczyni. Sam jestem karpiarzem i wiem co mówię”. Te słowa dały mi do myślenia i po przyjeździe zdałem sobie sprawę, że karpiowanie to jest jedna wielka układanka, której elementy trzeba samemu poznać i z czasem rozpracować. Tysiące przeczytanych artykułów o karpiowaniu, obejrzanych filmików z jakichś zasiadek, zdjęcia i rozmowa z innymi karpiarzami dało mi naprawdę wiele. Po praktycznie roku bez większej ryby, nagle co zasiadkę tych ryb było więcej i więcej aż w końcu doszedłem do tego, że mam rekord tego zbiornika ! J Z czasem przeniosłem się na inną żwirownię, trochę większą i trudniejszą i znów cała historia się powtarza… na początku nic a potem coraz lepiej, coraz lepiej. Na tej drugiej wodzie rekord do mnie nie należy, ale po tych pięciu latach karpiowania nie mam już takiego ciśnienia które towarzyszyło mi na początku, na złowienie jak największej ryby… wiem, że te duże same przychodzą, tylko potrzeba czasu i wytrwałości a elementy tej układanki jaką jest karpiowanie trzeba cały czas doskonalić, poszerzać wiedzę i przede wszystkim co dla mnie jest rzeczą bardzo ważną, to nie zrażać się początkowymi nie powodzeniami i karpiowanie uznawać jako hobby, zabawę… Moim marzeniem wtedy, było złapanie karpia na kulkę, to marzenie się spełniło a teraz mam jeszcze dwa „karpiowe marzenia”… pierwsze, to pojechać do Francji na Rainbow, można powiedzieć „ Mekkę Karpiarzy” a drugie to zostać konsultantem czy testerem jakiej firmy karpiowej, ale to już chyba pozostanie na zawsze tylko w kwestii marzeń. J
Na sam koniec chciałem pozdrowić całą ekipę „Karpmax-a” oraz wszystkich karpiarzy-blogowiczów. !! J