Postanowiłem, że ostatni etap testów zostanie przeprowadzony na ogólnodostępnej wodzie, gdzie presja jest spora, a pływających ryb z pewnością mniej, niż na wodach komercyjnych. Wszyscy jesteśmy świadomi stopnia trudności, jaki nas czeka na wodzie tzw. „związkowej”. Nie jest łatwo przygotować łowisko (wcześniejsze nęcenie), a nawet w przypadku przygotowania miejscówki nie mamy pewności, że będzie „wolna” w momencie przyjazdu.

Po przyjeździe nad wodę czeka mnie miła niespodzianka, ponieważ jedna z moich ulubionych miejscówek jest wolna. W przeszłości nad tą wodą spędzałem sporo czasu w roku, skupiając się na największych miśkach, które ją zamieszkują. Sporo razy zjechałem stąd „o kiju”, ale za każdym razem z uśmiechem i bez „napinania się”, brak brań odbierając jako kolejną lekcję, a samą zasiadkę jako doskonały wypoczynek.

Na pierwszy zestaw trafia 20 mm kulas N-V podwieszony 14 mm popkiem „Ultra-Plex”. 

miejsce położenia zestawu z popkiem

Drugi zestaw to kulka 20 mm o smaku „Strawberry jam”, który kładę w miejscu, które często odwiedzają amurki.

miejsce położenia truskawkowego zestawu 

Każdy zestaw tradycyjnie jest wzbogacony siateczką PVA z peletem BaitZone. 

Wieczór i noc upływają bardzo spokojnie, żadnych brań, kompletna cisza. W miejscach położenia zestawów żadnego ruchu. Nad ranem obudził mnie silny wiatr, połączony z ulewnym deszczem. Pierwsze branie następuje ok. godz. 5.00 na zestaw z popkiem. Na macie ląduje karpik o wadze ok. 2 kg. Szybkie odhaczenie, dezynfekcja rany na macie i maluszek wraca do wody, a ja szybko do namiotu. Intensywnie padać przestało po godzinie i wówczas wywożę zestaw w to samo miejsce. Kolejne branie na popka, również podczas deszczu, odnotowuję wieczorem. Identyczny karpik jak poprzednio, wraca do wody.

Zestaw truskawkowy milczy od doby. Spławy karpi widzę w miejscach, gdzie swoje zestawy mają znajomi karpiarze, ale i oni nie mają brań. Nad truskawkowy zestaw wpływa co jakiś czas kacza rodzinka. Podczas zasiadek lubię fotografować otaczającą przyrodę...

Wreszcie po prawie półtorej doby jest branie na zestaw „Strawberry jam”. Hol przebiega spokojnie, ale już blisko brzegu widzę, że to amur. Tradycyjnie przy brzegu następuje potężny odjazd. Podczas drugiego podejścia amur wypina się blisko podbieraka... oceniam go na 4-5 kg. Do końca zasiadki nie odnotowałem więcej brań. Po raz kolejny przekonałem się jak trudna jest to woda. Nie poddałem się i z pewnością wrócę nad nią na dłużej... już podczas lipcowego urlopu.

Produkty Richwortha, które otrzymałem do testowania zaprezentowały się przyzwoicie. Nie spowodowały rewolucji, ale pozwoliły na złowienie miśków. W żaden sposób nie chcę nikogo namawiać na ich kupno, bo takie działanie najczęściej przynosi odwrotny skutek. Każdy z nas decyduje, co pójdzie na włos. Nie raz słyszałem o „super łownych przynętach”, na które nie złowiłem nic podczas kilku zasiadek. Bywa, że dany produkt nie sprawdza się na wybranej wodzie, podczas gdy na innej jest przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę”. Czasami warto sięgnąć po produkt, którego wcześniej nie używaliśmy, a odpowiednia taktyka, zestaw końcowy i odrobina szczęścia pozwolą na złowienie pięknych miśków.

Nieważne ile i jak duże miśki łowimy... najważniejsze, aby robić to z pasją...

Połamania wędek.

Piotr Przybyłek