Prawidłowy wybór da nam satysfakcję w postaci wielu brań, zaś nietrafiony może skutecznie zniechęcić, zwłaszcza początkujących łowców tej ryby. Przy wyborze łowiska nie ma uniwersalnych zasad. Każda woda jest inna i wymaga odmiennego traktowania. W tym artykule chcę się skupić na wodach, w których roślinność podwodna sąsiaduje z czystym dnem. To często spotykana sytuacja. Wiele jezior, (ale także wyrobisk) ma porośnięte roślinnością płytkie zatoki, których wyjścia na głębszą wodę charakteryzują się czystym dnem. Takie łowiska są moim zdaniem najbardziej atrakcyjne i pozwalają na dość szybkie wysondowanie miejsc żerowania karpi (fot. 1).
W powszechnym mniemaniu karpia łowi się w płytkich miejscach, nie przekraczających czterech metrów, w bezpośredniej bliskości roślin lub podwodnych zawad. Łowiska głębsze, te o czystym dnie, są z reguły omijane. Czy jednak słusznie? Z moich obserwacji wynika, że wbrew pozorom, w większości przypadków karpie trzymają się otwartej wody, płytsze miejsca, gęstwiny roślin, odwiedzając tylko sporadycznie. Co daje otwarta woda? Pożywienie. W miejscach bliskich płytkim zatokom są całe pokłady ochotek, małży, raków i innych karpiowych przysmaków. Są one dla karpi dostępne jak na dłoni. To, w zależności od rodzaju wody, miejsca o głębokościach od 4, nawet aż do 7 metrów! O skuteczności takich łowisk przekonałem się przed kilkunastu laty, w jednym z pomorskich jezior. Szukałem karpi w płytkich miejscach, których w tej wodzie było jak na lekarstwo. Kilka metrów od brzegu zaczynał się stok, szybko spadający do 7-8 metrów. Przez kilkanaście dni nie mogłem sobie dać rady. I chociaż obserwowałem spławy karpi, nawet do głowy mi nie przyszło, aby próbować łowić je głębiej niż na 4 metrach. Za którymś razem, nieudany rzut spowodował, że zestaw wylądował dalej niż powinien, gdzieś na głębokości 7 metrów. Postanowiłem na razie nie ruszać zestawu, aby nie spłoszyć pokazujących się karpi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po kilku minutach nastąpił odjazd (fot. 2). Wziąłem to na karb przypadku, ale na wszelki wypadek jeden z zestawów znów umieściłem nieco dalej od brzegu. Okazało się, że to było właśnie to miejsce, którego szukałem. Karpie brały na głębokości od 6 do 8 metrów. Od tego czasu nie istnieje dla mnie właściwa głębokość połowu karpi. Jeżeli w jeziorze są kolonie małż czy racicznic, możemy być niemal pewni, że są pokarmem karpi, a wówczas wystarczy tylko zlokalizować głębokość ich występowania.
Łowisko na czystym dnie jest łatwe do zanęcenia, poza tym hole są bezpieczne. Co innego wśród roślin. Nie dość, że karp może w każdej chwili zaplątać się w gęstwinie, bez możliwości jego wyciągnięcia, to w dodatku nęcenie nastręcza dużo kłopotu. W takich miejscach zdają egzamin przede wszystkim sposoby nęcenia punktowego - Metoda lub woreczki czy siateczki rozpuszczalne (fot. 3). Dobrymi miejscami są obrzeża roślin od strony jeziora. W takich miejscach możemy się spodziewać zarówno karpi z toni, jak i z gęstwin.
Parę razy zauważyłem pewną prawidłowość w żerowaniu karpi. W dzień (wczesny ranek, popołudnie) brania miałem przede wszystkim na otwartej wodzie, zaś nocą w pobliżu roślin. Natomiast latem, podczas silnych upałów sytuacja była odwrotna. Za dnia ryby chowały się w cieniu roślin, aby nocą zacząć żerowanie na czystym dnie.
Co więc wybrać – okolice roślin czy stok z czystym dnem? Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest umieszczenie zestawów w obu miejscach. W związku z tym nieodzowne jest znalezienie na brzegu takiego miejsca, które pozwala na obłowienie zarówno płytkiej zatoki, jak i wychodzącej w jezioro toni. Dobrze jest zrobić ścieżkę zanętową łączącą oba łowiska, która w dodatku pozwoli na przygotowanie trzeciego, zapasowego miejsca (na obrzeżu roślin). W takich sytuacjach nęcę ziarnami - kukurydza i konopie, z dodatkiem niewielkiej ilości kulek. Przynęta to bałwanek lub kulka pływająca w zestawie w roślinach, oraz jedna lub dwie kulki tonące na czystym dnie (fot. 4). W roślinach stosuję kulki na bazie miksów rybnych, które nie chłoną naturalnych zapachów roślin. Do takich miksów można użyć zarówno zapachów owocowych, jak i zwierzęcych. Na czystym dnie używam takich samych kulek, ale o nieco większej średnicy. Istotny jest też sprzęt, a zwłaszcza żyłka. Ponieważ łowimy w bezpośredniej bliskości roślin, a być może także ostrych muszli, nieodzowne jest zastosowanie grubego przyponu strzałowego, a także żyłki głównej nie cieńszej niż 0,35 mm (fot. 5).
Połączenie zarośniętej zatoki z tonią jeziorną to bardzo atrakcyjne miejsce z jeszcze jednego powodu - znajduje się zazwyczaj na trasie wędrówek stad karpi, które przy odpowiednim nęceniu mogą zatrzymać się tam na dłużej.