Łowię także w zatokach innych zbiorników, jak żwirownie czy glinianki. W zasadzie najważniejszą różnicą jest wielkość zatok. Jeśli wybieram wielką wodę, to liczę się z tym, że i zatoki będą ogromne. Dlatego, kto nie czuje się na siłach, niech na początek wybiera małe wody.
W każdym zbiorniku może być kilka lub nawet kilkanaście zatok. Moje główne zadanie polega na znalezieniu tej jednej najodpowiedniejszej, która ma to coś, co przyciąga karpie. A jak wiem, ma na to wpływ kilka czynników. Przede wszystkim ciepła woda, która wczesną wiosną właśnie w zatokach nagrzewa się najszybciej. Co za tym idzie, w ciepłej wodzie w szybkim tempie pojawia się największa ilość pokarmu, głównie w okresie wiosennym i letnim. Trzeci dość ważny czynnik to spokojna, osłonięta woda. Zatoki są ostojami spokoju, gdzie ryby uwielbiają przebywać.
Kolejną niezwykle istotną sprawą jest występowanie roślinności podwodnej, nawodnej, jak nenufary oraz trzcinowisk mogących tworzyć kanały i wysepki, dookoła których przemieszczają się karpie.
Ostatnim czynnikiem są z pewnością tarliska różnych gatunków ryb, które wcześniej czy później odbędą tam swoje godowe rytuały. Przecież ikra drobnej ryby szczególnie przyciąga karpie, które szaleją za tym wyjątkowym przysmakiem. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, zatoki stanowią wręcz idealne schronienie dla ryb z dużą ilością pokarmu.
W zasadzie szkopuł polega na tym, aby wybrać tą jedną właściwą zatokę. Nie każda jest za często odwiedzana przez karpie, a ja zazwyczaj nie mam za dużo czasu na ściąganie ryb. Najważniejsze więc dla mnie jest trafienie w zatokę, gdzie ryby spędzają najwięcej czasu i ostro żerują. Nie jest to łatwe, ale tylko trafienie na odpowiednią zatokę daje mi znacznie większe szanse na dobre połowy. Muszę zatem ustalić, drogą wywiadów z miejscowymi wędkarzami, gdzie grupują się ryby np. podczas tarła. Ważne jest też, która część jeziora jest najczęściej przez nich odwiedzana. To pozwala na zwiększenie szans z wyborem odpowiedniej zatoki. Reszta pracy zostaje już podczas samej zasiadki. Jeśli nie mam efektów w jednej zatoce, wskakuję w ponton i szukam oznak ryb w innych częściach jeziora. Jeśli już poznam dane jezioro, mam problem z głowy na kolejne lata. Karpie bowiem co roku żerują w konkretnych zatokach w zależności od pory roku. Poświęcenie jednego sezonu nad zatokami w jednym jeziorze najczęściej rozwiązuje moje pytanie, gdzie szukać łownych miejscówek. Jest to dość trudne i czasochłonne, ale z pewności warte spróbowania.
Kilka razy natknąłem się na zatoki bardzo płytkie i zamulone. W zasadzie nic szczególnego, ale specjalnie nie miałem pomysłu, gdzie można by położyć zestawy. Woda płytka, od 0,5 do 1,5 m głębokości. Brak roślinności podwodnej. Tylko w jednej części znalazłem starą kładkę, a przy niej pas trzcinowisk. Tam też na metrowej wodzie postanowiłem wywieźć zestaw. Miejscówka, bez mojego wewnętrznego przekonania, okazała się strzałem w dziesiątkę. W zasadzie to była jedyna zatoka na końcu jeziora, więc spróbowałem w tym miejscu, bo nie było innego płytszego miejsca. Pozostała część zbiornika dochodziła do 4–6 m. Wybór był wręcz świetny. Złowiłem z tego miejsca kilka pięknych ryb, w tym jednego z największych karpi tam pływających.
Miałem jednak problem z mułem, który był bardzo rzadki i głęboki. Ciężarek zapadał się dobre 70 cm. Pomogło zastosowanie lekkiego 60-g ciężarka i metrowego przyponu. Na haka założyłem 18-mm kulkę pływającą Naturals o smaku ochotki z ikrą. Ten zestaw, choć dość prosty, okazał się najskuteczniejszy. Ryby w zatokach szczególnie uwielbiają śmierdziele, które przypominają im naturalny pokarm i tym się zawsze kieruję przy wyborze przynęty. Staram się zbliżać w jak największym stopniu do natury i to zawsze się sprawdza. Na szczęście nie zraził mnie muł i udało mi się złowić kilka „czarnuchów”, które zresztą łatwo mogłem namierzyć przy żerowaniu, kiedy ostro bomblowały.
Mając do wyboru wielka zatokę, która często może mieć powierzchnię dobrych kilku hektarów, zawsze mam dylemat, gdzie położyć zestawy. Najczęściej szukam miejscówek tuż przy trzcinach, nenufarach lub w okolicy podwodnej roślinności. Nie wszędzie jednak położenie zestawu w takim miejscu gwarantuje brania. Dlatego często skupiam się na obserwacji roślinności podwodnej oraz struktury dna. Dobre żerowiska są czasami mocno wykopanymi dziurami i to bez znaczenia, czy dno jest muliste, czy piaszczyste. Karpie zawsze kopią w dnie, jeśli tylko znajdują w nim pokarm. Jeśli woda jest czysta, to z samego pontonu gołym okiem namierzam takie kraterowe i czyszczone miejsca. Często występują tam szczeżuje lub same ich skorupy. To znak pośredni, że karpie odwiedzają to miejsce. Poszukuję też korytarzy między roślinnością. Karpie nawet w gęstwinie nenufarów lub moczarki muszą się jakoś przemieszczać. Tworzą więc widoczne korytarze, w których często kładę zestawy. Z pewnością hol z takich miejsc będzie bardzo trudny, ale ja uwielbiam tego typu emocje w dzikich zatokach, gdzie nigdy nie wiem, czego mogę się spodziewać.
W zatokach nęcę delikatniej. Sypię punktowo, wysokiej jakości towarem. Pokruszone kulki, pellety i crushedy to podstawa. Tutaj nie ma sensu wsypywać większej ilości zanęty, bo to tylko odstrasza ryby. One doskonale znają swoje otoczenie. Nagły wysyp 2 kg kulek może je wystraszyć. Lepszym rozwiązaniem jest wsypanie pojedynczych kulek pod zestaw. Małe porcje a częściej, i po każdym braniu, to podstawa podczas polowania na zatokowego karpia. Ryby są nauczone szukać pokarmu i nie podawajmy im w ich naturalnych żerowiskach dużych porcji zanęty. W przeciwnym razie staną się bardzo ostrożne i mogą przenieść się w inne, mniej podejrzane miejsce, co z pewnością może przekreślić nasz sukces.
Autor: Paweł Szewc
Więcej karpiowych poradników znajdziecie w każdym wydaniu dwumiesięcznika łowców karpi "Karp Max".